Quantcast
Channel: Forum Internetowe kf-ukf.iq24.pl
Viewing all 58061 articles
Browse latest View live

Mniejszości narodowe Białegostoku - oficjalnie

$
0
0
Mniejszości narodowe

Konsulat Generalny Republiki Białorusi w Białymstoku
Białorusini
Białystok to ośrodek kulturalno-społeczny Białorusinów (według spisu powszechnego z 2002 roku mieszka ich tutaj prawie 7,5 tys., co stanowi 2,5% mieszkańców Białegostoku). Działają tu Konsulat Białorusi oraz takie organizacje jak: Białoruskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, Związek Młodzieży Białoruskiej, Związek Białoruski w RP, Białoruskie Stowarzyszenie Literackie „Białowieża”, Białoruskie Towarzystwo Historyczne, Stowarzyszenie Dziennikarzy Białoruskich, Białoruskie Zrzeszenie Studentów, Centrum Edukacji Obywatelskiej Polska-Białoruś, Towarzystwo Kultury Białoruskiej. W Białymstoku odbywają się także ogólnopolskie imprezy kulturalne m.in. Festiwal „Piosenka Białoruska” oraz Święto Kultury Białoruskiej. Działa niezależne białoruskie Radio Racja, nadające sygnał także na Białoruś. Wydawane są tu białoruskie czasopisma: Niwa, Białoruskie Zeszyty Historyczne, Pravincyja oraz Czasopis.

Rosjanie
Rosjanie to mniejszość narodowa, która liczy około 10–15 tys. osób, mieszkających głównie w Białymstoku, na Suwalszczyźnie i Mazurach. W Białymstoku działa ich główna organizacja – Rosyjskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe, organizujące Dni Kultury Rosyjskiej.

Tatarzy
W Białymstoku mieszka ok. 1800 Tatarów. Działa Związek Tatarów Rzeczypospolitej Polskiej (oddział podlaski), wydawane jest czasopismo „Życie Tatarskie”. W planach jest stworzenie w stolicy województwa podlaskiego Instytutu Historii Tatarów.

Pozostałe narodowości
W Białymstoku mieszkają również: Romowie (działa Centralna Rada Romów w Polsce, ukazuje się ich miesięcznik „Rrom p-o Drom)” oraz Ukraińcy (według spisu powszechnego z 2002 roku w Białymstoku mieszka 417 Ukraińców, działają: Związek Ukraińców Podlasia, Związek Ukraińskiej Młodzieży Niezależnej).

Dam tobie bułkę chleba

$
0
0
25 rzeczy, które zrozumieją tylko rodowici mieszkańcy Białegostoku

Dodano 12.10.2016
30
Spodobał Ci się ten wpis? Udostępnij go!
2.7K
Białystok kryje w sobie wiele tajemnic, o których nie przeczytacie w przeciętnym przewodniku turystycznym. Miasto ma swój wyjątkowy charakter, gwarę, a wiele miejsc i wydarzeń pozostaje w pamięci jego mieszkańców, bardzo przywiązanych do przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieści. Co jest wyjątkowego w białostockim rynku, czemu tutejszy ratusz się uśmiecha, gdzie stał najelegantszy przedwojenny hotel, jak smakuje mrowisko i co to znaczy „bułka chleba”?
1. Uśmiechnięty ratusz
commons.wikimedia.org


Spostrzegawczy turyści mogą zauważyć, że zegary po bokach ratuszowej wieży wraz z usytuowanym na styku ścian półokrągłym daszkiem tworzą uśmiechającą się buźkę. Z tego powodu mieszkańcy Białegostoku nazywają budynek uśmiechniętym ratuszem, który doczekał się na facebooku własnego fanpage’a z ponad 4000 fanów. Co ciekawe, pochodzący z połowy XVIII wieku, a odbudowany po II wojnie światowej ratusz nigdy nie był siedzibą władz miasta. Niegdyś pełnił funkcję hali targowej, a obecnie stanowi siedzibę Muzeum Podlaskiego.
2. Idę do Fary
pl.wikipedia.org


Bazylika Archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – tak brzmi pełna nazwa białostockiej katedry, a o której mówi się najczęściej „Kościół Farny” lub po prostu „Fara”. W niedzielę Białostoczanin nie powie, że idzie do katedry, ale właśnie do Fary.


Historia kościoła jest dość wyjątkowa. Obecna katedra stanowi bowiem „dobudówkę” do znacznie mniejszego starego Kościoła Farnego, który pochodzi jeszcze z początku XVII wieku. O jego rozbudowę starano się już w XIX wieku, jednak ze względów politycznych białostoczanom przyszło długo czekać na większy, dopasowany do liczby wiernych budynek. Neogotycką bazylikę z czerwonej cegły wzniesiono dopiero w latach 1900-1905.
3. Rynek, który nie jest rynkiem
pl.wikipedia.org


Dość wyjątkową cechą Białegostoku jest to, że miasto właściwie nie posiada starówki. Co prawda istnieje pewne historyczne centrum, ale nikt nie nazywa go starym miastem. Mieszkańcy mówią, że idą „do centrum„, „do ratusza”, ale nigdy „na starówkę czy stare miasto”.


Ewenementem jest także rynek Białegostoku – właściwie nie posiada on cech rynku, ale jest reprezentacyjną promenadą, która tylko nazywa się Rynkiem Kościuszki. To przy Rynku Kościuszki znajduje się wiele najbardziej znanych białostockich zabytków, w tym wspomniana już XVII-wieczna Fara, najstarszy z zachowanych obiektów.
4. Białystok: miasto-park
pl.wikipedia.org


Na tle europejskich miast podobnej wielkości Białystok wyróżnia się niezwykłym układem terenów zielonych – można bowiem przedostać się z samego centrum aż do granic miasta, przechodząc tylko przez parki i las. Taką niezwykłą cechę Białystok zawdzięcza usytuowaniu obok siebie Parku Starego (przy Pałacu Branickich) i Plant, za którymi znajduje się Las Zwierzyniecki i Las Solnicki. Biorąc pod uwagę jeszcze inne tereny zielone, jak choćby Las Pietrasze, Wesołowski czy Bagno, trzeba przyznać, że mieszkańcom nie brakuje miejsc do odpoczynku na łonie natury.
5. Astoria, Cristal i Topolanka
commons.wikimedia.org


Jeśli zapytasz białostoczanina o lokale gastronomiczne o długiej tradycji, zapewne wskaże Ci restaurację Hotelu Cristal lub Astorię. Cristal znajduje się przy głównej arterii miasta – ulicy Lipowej, a jego tradycja sięga aż 60 lat wstecz. Z kolei Astoria mieści się w starej narożnej kamienicy na rogu ulicy Sienkiewicza, tuż przy Rynku Kościuszki. W XVIII wieku mieszkali tu rzemieślnicy pracujący dla dworu Branickich. Zanim jeszcze założono restaurację Astoria, w budynku funkcjonował zakład dentystyczny, następnie apteka, a później restauracja Ludowa.


W poszukiwaniu kultowych barów warto wybrać się do Baru Słonecznego przy ul. Sienkiewicza lub Topolanki przy ul. Wasilkowskiej.
6. Hotel Ritz – urok przedwojennych czasów
Białostoczanie pamiętający jeszcze przedwojenne czasy zapewne wspominają słynny hotel Ritz, uznawany wówczas za najelegantszy hotel w mieście. Wzniesiony w latach 1912-1913 budynek znajdował się pomiędzy pałacem Branickich a pałacykiem gościnnym (obecnie ul. Kilińskiego i Pałacowa). Hotel słynął z luksusowego wystroju i wyposażenia: marmurowych schodów, parkietów, gustownych mebli, atłasowych zasłon, mosiężnych lamp stołowych i reprodukcji znanych malarzy, a także rzadkich na owe czasy udogodnień – centralnego ogrzewania, bieżącej zimnej i ciepłej wody oraz pierwszej w całym mieście windy! W hotelu zatrzymywali się przede wszystkim oficerowie, ziemianie i przemysłowcy, a do najsłynniejszych gości należały Pola Negri, Hanka Ordonówna, Stanisław Przybyszewski i Edward Śmigły-Rydz.


Po przejściach wojennych, kiedy to hotel zajmowali dowódcy wojsk rosyjskich i niemieckich, budynek został niemal doszczętnie zniszczony – przede wszystkim w wyniku podpalenia go przez Niemców. Jego ruiny stały jeszcze w roku 1947, chciano go odbudować, jednak nawet założenie stowarzyszenia przyjaciół Ritza nie pomogło w realizacji tego zamiaru.
7. Pies Kawelin, a może Kawelina?
commons.wikimedia.org


W Parku Planty przechodniów obserwuje betonowy pies z rozdziawioną paszczą, bardziej przypominający groteskowego gargulca niż sympatycznego czworonoga. Jest to wykonana przez Małgorzatę Niedzielko replika zaginionej w czasie wojny rzeźby Piotra i Józefa Sławickich z 1936 roku. Istnieje wiele hipotez dotyczących okoliczności powstania nietypowego pomnika.


Według jednej z wersji figura przypomina carskiego pułkownika Mikołaja Kawelina, według innej – nie samego wojskowego, ale jego psa – stąd właściwie powinna się nazywać „Pies Kawelina”, a nie „Pies Kawelin”. Jeszcze inna legenda głosi, że pies nosi nazwisko Kawielina – stróża przedwojennego Hotelu Ritz. Czemu jednak w ogóle stworzono pomnik psa?


Jak głosi kolejna legenda, rzeźba przedstawia dzielnego szczeniaka należącego do przedwojennego jubilera i zegarmistrza, Jana Sobieraja. Do jego zakładu, znajdującego się na parterze Hotelu Ritz, cenne pamiątki rodzinne oddał do odświeżenia wspomniany wcześniej pułkownik Kawelin. Pod nieobecność Sobieraja zakładu pilnował jego pies – Łajka. Niestety broniąca dobytku sunia została zabita mocnym uderzeniem włamywacza. Szczenię Łajki szczekało jednak tak głośno, że zaalarmowało przechodniów i samego właściciela, dzięki czemu złodzieja udało się złapać. Niedługo potem do zakładu przyszedł pułkownik i to jego nazwiskiem Sobieraj ochrzcił dzielnego szczeniaka. Wojskowy chciał postawić pomnik nieżyjącemu psiakowi, jednak jubiler nie chciał, żeby rzeźba przypominała mu o wielkiej stracie. Ostatecznie dla upamiętnienia wydarzenia powstała podobizna właśnie szczeniaka Łajki – Kawelina.
8. W Katowicach Spodek, w Białymstoku – Spodki
commons.wkimedia.org


Przy ul. Świętego Rocha znajdują się charakterystyczne okrągłe pawilony, nazywane powszechnie spodkami. Mieści się w nich między innymi restauracja Receptura, siedziba Zespołu Pieśni i Tańca „Kurpie Zielone” oraz WOAK (dla niewtajemniczonych – Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury). Obok spodków położony jest nieduży skate-park i skwerek z fontanną.


To miejsce zna chyba każdy białostoczanin, nie każdy jednak wie, z jakim wydarzeniem wiąże się powstanie spodków. Otóż w 1973 roku urządzano w Białymstoku Centralne Dożynki i z tej okazji przeprowadzono w mieście wiele prac budowlanych i modernizacyjnych, zwanych później „białostockim przyspieszeniem”. Potrzebowano także przestrzeni na organizację towarzyszącej Dożynkom wystawy dzieł sztuki. Służące temu celowi spodki projektu Henryka Toczydłowskiego wzniesiono w zaledwie cztery miesiące! Pomimo szybkiego tempa budowy PRL-owskie spodki przetrwały w dobrym stanie aż do dziś, a przez Filipa Springera są nawet określane „jednym z najbardziej kosmicznych budynków w Polsce”.
9. Dojlidy – nie tylko browar
commons.wikimedia.org


W świadomości wielu Polaków Dojlidy to przede wszystkim znana marka piwa (Żubr!). Nazwa ma jednak starszy rodowód niż sam browar. Pierwsi osadnicy pojawili się w Dojlidach jeszcze przed połową wieku XV, a więc obecnie są to najwcześniej zasiedlone tereny Białegostoku. Dawna wieś i folwark zostały włączone do granic miasta w 1954 roku.


Oprócz browaru Dojlidy i fabryki sklejek Biaform na terenie osiedla znajdują się stawy – niegdyś zaniedbane, dziś przeżywają swój renesans. Plaża Dojlidy stała się modnym miejscem rekreacji. Królują tu sporty wodne (kajaki, rowery wodne, łodzie), ale czekających na amatorów aktywnego wypoczynku atrakcji jest więcej, by wymienić choćby boiska do siatkówki, siatkówki plażowej i piłki nożnej, siłownie czy place zabaw.
10. Aleja Bluesa
commons.wikimedia.org


Choć zlokalizowana jest w samym centrum Białegostoku, nie wszyscy mieszkańcy wiedzą o jej istnieniu. Na podobieństwo alei gwiazd w innych miastach w stolicy Podlasia utworzono miejsce upamiętniające znane osobistości – w tym przypadku muzyków, dziennikarzy i inne osoby ściśle związane z muzyką bluesową. Deptak, którego chodnik ma kształt klawiatury fortepianu, znajduje się tam, gdzie ulica Suraska przecina się z Rynkiem Kościuszki. Swoje tabliczki mają tu między innymi Włodek Dudek, Adam Wodziński, Jacek Grün i Ada Rusowicz.
11. Pałac Branickich
pl.wikipedia.org


Choć zajmuje zazwyczaj pierwsze miejsce w przewodnikach turystycznych, i na naszej liście nie mogło go zabraknąć. Pałac Branickich chętnie odwiedzają bowiem nie tylko przyjezdni, ale także sami mieszkańcy, dumni z odrestaurowanego zabytku. Jeszcze większą obecnie popularność pałac zawdzięcza zrekonstruowanemu ogrodowi, gdzie białostoczanie lubią spędzać słoneczne popołudnia i karmić tutejsze kaczki i gołębie. Oprócz licznych przeprowadzonych już renowacji, planowane są kolejne prace – na przykład remont Pawilonu Włoskiego.


Barokowy pałac powstał w wyniku przebudowy XVI-wiecznego dworu. Zlecił ją pod koniec XVII wieku wojewoda podlaski Stefan Mikołaj Branicki, angażując słynnego architekta, Tylmana z Gameren. Zniszczony w czasie II wojny pałac odbudowywano przez niemal 15 lat i obecnie jest on siedzibą białostockiego Uniwersytetu Medycznego.
12. Dla głodnego kiszka ziemniaczana!
commons.wikimedia.org


Do tradycyjnych potraw tutejszej kuchni należy kiszka ziemniaczana, czyli flaki napełniane masą ziemniaczaną. Kiedyś kiszkę jadało się głównie w biedniejszych domach, dziś króluje w regionalnych książkach kucharskich, a w pobliskim Supraślu organizowane są nawet Mistrzostwa świata w wypiekaniu kiszki, a także babki ziemniaczanej.


Dziś wciąż można zamówić tę potrawę w wielu białostockich lokalach, na przykład we wspomnianym „Barze Słonecznym”, nazywanym też po prostu „Słoneczkiem”. Białostoczanie zajadają się kiszką ziemniaczaną także w „Barze u Czesia”, przeniesionym z ulicy Piłsudskiego na ulicę Raginisa (zmianę lokalizacji właściciele zaznaczyli nawet na szyldzie!).
13. Marcinek i Mrowisko, czyli palce lizać
flickr.com


Białostockie gospodynie roboty się nie boją! Wśród smakołyków na tutejszych stołach znaleźć można między innymi bardzo pracochłonne ciasto Marcinek. Ten wypiek rodem z Hajnówki składa się z kilkunastu, a czasem nawet kilkudziesięciu cienkich blatów przekładanych śmietankowym kremem. Wielu godzin pracy wymaga także przygotowanie innego, popularnego w Białymstoku tortu: mrowisko to stos faworków połączonych miodem i posypanych makiem z rodzynkami.
14. Polska Hagia Sophia
pl.wikipedia.org


Tym, którzy marzą o zobaczeniu słynnej stambulskiej świątyni, ale nie mogą wybrać się aż do Turcji, można polecić zwiedzanie cerkwi Mądrości Bożej przy ulicy Trawiastej w Białymstoku. Budynek jest bowiem miniaturą bizantyjskiej Hagii Sophii (w skali 1:3). Jego budowę rozpoczęto w 1987 roku z inicjatywy polskich prawosławnych duchownych, którzy po wizycie u patriarchy konstantynopolitańskiego postanowili wznieść świątynię pod tym samym co w stolicy Turcji wezwaniem. Ze względów politycznych zarówno w kościele stambulskim, jak i w innych znanych świątyniach Hagia Sophia, nie można się było wówczas modlić. Duchowni zapragnęli więc stworzyć poświęcone Mądrości Bożej miejsce, gdzie będą wznoszone modły. Obecnie cerkiew jest nie tylko ważnym ośrodkiem religijnym, ale także kulturalnym – we wrześniu odbyły się tu już dwudzieste Białostockie Dni Muzyki Cerkiewnej.
15. Central – mydło i powidło
commons.wikimedia.org


Białostocki symbol socrealizmu – pomimo różnych zawirowań politycznych i społecznych, nadal stoi na swoim miejscu. Za czasów PRL-u był to największy wielkopowierzchniowy sklep w Białymstoku, gdzie można było kupić niemal wszystko. Obecnie wciąż białostoczanie kupują w Centralu na przykład odzież, obuwie, zabawki czy elektronikę, ale modne galerie handlowe i tańsze supermarkety przyćmiły jego popularność. Przy okazji dodajmy, że w stosunku do innych wojewódzkich miast w Białymstoku współczesne centra handlowe i supermarkety pojawiły się bardzo późno.
16. Autobus z czterema strefami biletowymi
commons.wikimedia.org


Od 2010 roku w Białymstoku funkcjonuje linia autobusowa numer 106, zaczynająca swój bieg od ulicy Pałacowej, a kończąca w podmiejskiej Borsukówce. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że linia jako jedyna w mieście posiada aż cztery strefy biletowe! Jak na powierzchnię miasta i jego okolicznych miejscowości, to naprawdę imponująca liczba!
17. Śledzikujemy!
Wschodni rodowód białostoczanina można poznać po charakterystycznym zaciąganiu – akcentowane samogłoski wymawia on dłużej, używając opadającego tonu. Dzięki temu gwara białostocka brzmi bardziej melodyjnie. Niemniej charakterystyczną jej cechą jest śledzikowanie, czyli wymawianie spółgłoski „ś” jako „s-i”, „ć” jako „c-i” czy „dź” jako „dz-i”. Czasem z ust najstarszych mieszkańców można usłyszeć także specyficzne, wschodnie „l”, wymawiane z językiem dotykającym górnych zębów.
18. Daję dla Ciebie bułkę chleba
Taka konstrukcja językowa, obca mieszkańcom innych zakątków Polski, w Białymstoku bardzo się rozpowszechniła. Zamiast powiedzieć „dam tobie”, białostoczanin powie „dam dla ciebie”. Zjawisko jest tak nagminne, że nawet nauczyciele w szkołach nie poprawiają tego sformułowania uczniów. Z funkcjonujących w powszechnym obiegu słów można przytoczyć „zasynać” (czyli „zasypiać”), „taryfa” używane jako określenie taksówki czy „bułka chleba”, co wcale nie oznacza połączenia bułki z chlebem, ale po prostu bochenek chleba.
19. Uwaga, łoś na ulicy
Mawia się czasem, że w Białymstoku po ulicach chodzą żubry, a na rogatkach miejskich kierują ruchem niedźwiedzie polarne. Ile w tym prawdy? Choć nie można przesadzać, że dzikie zwierzęta w przestrzeni miejskiej są tu na porządku dziennym, to jednak zdarzają się nietypowe sytuacje, jak na przykład łoś beztrosko wychodzący na ruchliwą ulicę Popiełuszki. Niektórzy kierowcy dość często przemierzający tę trasę uważają nawet, że ów łoś jest stałym bywalcem tych okolic. Radzimy zatem zdjąć nogę z gazu, wjeżdżając na ulicę Popiełuszki!
20. Stare Bojary
pl.wikipedia.org


Spacerując w pobliżu centrum miasta, natrafimy na drewniane chaty będące pozostałościami dawnej zabudowy Białegostoku. Na osiedlu Bojary zachowały się mieszczańskie dworki z drugiej połowy XIX wieku, a także kilka kamienic i willi zbudowanych pod koniec XIX wieku i w okresie międzywojennym. Co ciekawe, wzdłuż zachowanej w części ulicy Skorupskiej kiedyś przebiegała granica między Koroną Królestwa Polskiego a Wielkim Księstwem Litewskim.


Niedoceniane przez lata historyczne obiekty niegdyś będące miejscem zamieszkania głównie społeczności żydowskiej zaczęto wyburzać w latach 70. XX wieku i zastępować je blokami mieszkalnymi. Dziś współczesna architektura sąsiaduje tam z zachowanymi w coraz mniejszej liczbie reliktami dawnej miejskiej zabudowy, a plany dotyczące zagospodarowania Bojar są przedmiotem ciągłych dyskusji.
21. Bazar przy Kawaleryjskiej i rynek na Jurowieckiej
commons.wikimedia.org


Amatorzy zakupów na targowiskach mają swój raj przy ulicy Kawaleryjskiej. Tutejszy bazar działa już od dwudziestu kilku lat i mimo silnej konkurencji ze strony supermarketów, wciąż przyciąga licznych klientów, a przybywają tu nie tylko mieszkańcy Białegostoku, ale także osoby z Białorusi, Ukrainy czy Litwy. Okres największej popularności bazaru przypadł na lata 90., gdy liczba kupców sięgała nawet około 1600! Wciąż jednak targowisko na Kawaleryjskiej jest największe w regionie.


Niegdyś istniało także targowisko w samym centrum miasta, a dokładnie przy ulicy Jurowieckiej, nazywane powszechnie „rynkiem na Jurowieckiej”. Od niedawna otworzyła tam swoje podwoje Galeria Jurowiecka. Wiosną tego roku padła propozycja postawienia hali targowej przy Jurowieckiej, projekt spotkał się jednak z dezaprobatą prezydenta miasta, który modernizację targowiska przy Kawaleryjskiej uważa za wystarczającą.
22. Hołd oddany księdzu Popiełuszce
Jednym ze znaczących wydarzeń w historii Białegostoku było pożegnanie księdza Jerzego Popiełuszki. W tutejszym Zakładzie Medycyny Sądowej przeprowadzano sekcję zwłok zamordowanego przez oficerów MSW księdza. Zgodnie z zaleceniami władz 2 listopada 1984 roku trumna z ciałem duchownego miała zostać przewieziona do Warszawy bez żadnego rozgłosu. Tysiące białostoczan czekało jednak na moment wywiezienia zwłok kapłana „Solidarności”, by towarzyszyć jego ostatniej wędrówce, przynosząc kwiaty i znicze. Zgromadzeni mieszkańcy unosili palce w formie litery „V” i śpiewali „Boże, coś Polskę”, a taksówkarze utworzyli nawet kolumnę samochodów odprowadzających karawan z trumną aż do granic miasta. Te chwile wielkiego poruszenia możemy dziś oglądać na zdjęciach Artura Radeckiego.
23. Katastrofa pociągu z 1989 roku
Ponad 27 lat temu w okolicach centrum Białegostoku wykoleił się jadący z ZSRR do NRD pociąg, którego zawartość stanowiła śmiertelne niebezpieczeństwo dla mieszkańców miasta. W wyniku pęknięcia szyny przewróciły się cztery cysterny z ciekłym chlorem.


W akcji ratowniczej uczestniczyły dwie jednostki straży pożarnej, przedstawiciele kolei, a także Centralnej Stacji Ratownictwa Chemicznego. Mając w pamięci katastrofę w Czarnobylu, białostoczanie w panice chowali się lub uciekali z miasta. Wylanie substancji rzeczywiście mogło uśmiercić tysiące osób, szczęśliwie jednak do tego nie doszło, co wielu Białostoczan uznaje wręcz za cud – pięć lat później w podzięce za szczęśliwy koniec akcji w miejscu wypadku wzniesiono krzyż.
24. Stolica disco polo?
pl.wikipedia.org


Niektórzy mówią o tym ze wstydem, inni z entuzjazmem zaczynają śpiewać hity popularnych zespołów. Do Białegostoku przylgnęło określenie „stolicy disco polo” ze względu na tutejszą popularność takich podlaskich zespołów jak „Piękni i Młodzi” z Łomży, „Weekend” z Sejn czy „Boys” z okolic Ełku. Przede wszystkim nie można jednak nie wspomnieć, że w Białymstoku mieszka i tworzy Zenon Martyniuk, z którego repertuaru pochodzą „Dźwięki strun”, „Mała figlarka” i „Przez twe oczy zielone”.


Warto przypomnieć, że z Białymstokiem związani są także muzycy uprawiający całkiem inne gatunki. Mało znany przez młodsze pokolenia Janusz Laskowski, wykonawca przeboju „Kolorowe jarmarki”, debiutował z zespołem Ananasy w latach 60. właśnie w Białymstoku. Dzieciństwo spędził tu światowej sławy dyrygent, Jerzy Maksymiuk, któremu przyznano tytuł Honorowego Obywatela Miasta Białystok.
25. Dziewczynka z konewką
commons.wikimedia.org


Choć istnieje w Białymstoku zaledwie od kilku lat, mieszkańcy bardzo się do niego przywiązali. Mural autorstwa Natalii Rak stał się jednym ze znaków rozpoznawczych Białegostoku nie tylko na terenie Polski, ale i za granicą. Znajdujący się na ścianie zabytkowego przedwojennego gimnazjum Druskina mural przedstawia dziewczynkę przechylającą konewkę z wodą, przy czym konewka znajduje się tuż nad rosnącymi obok budynku drzewami. Daje to iluzoryczny efekt, jak gdyby namalowana postać podlewała prawdziwe rośliny.


W tym roku pojawiło się zagrożenie dla muralu, gdyż pewien inwestor chciał dokonać przebudowy budynku. We wrześniu radni jednak objęli mural ochroną i od tej pory jest traktowany niczym zabytek.


Więcej o stolicy Podlasia możecie przeczytać na blogu regionalno-turystycznym „Białystok subiektywnie„.Podziękowania dla Pani Agaty Biegańskiej, rodowitej białostoczanki, za pomoc w zbieraniu materiałów.

SŁOWNIK GWARY BIAŁOSTOCKIEJ

$
0
0
SŁOWNIK GWARY

A
a nu jego (jeho) - do diabła z nim
abalasa - gruba żerdka od płotu
akuratnie - zrobione dokładnie tak jak trzeba
apiać - znowu
apałonik - łyżka wazowa
abalasa - gruba żerdka od płotu - używana jako wspornik do ogrodzenia.

B
baćko – ojciec
baciuszka – ksiądz prawosławny
badziewie, badziew - coś bez wartości
bajstruk - nieślubne dziecko
baleja - balia
bambaryła - grubas, głupek, ciężki umysł
bambetle - łachy
bambosze - ranne pantofle uszyte z resztek tkanin
banaluki - głupoty, gadasz banaluki - mówisz głupoty
bandzie - wystarczy
banerka - puszka, konserwa
barabanić - łomotać, stukać, dobijać się
barabolec - wino owocowe - ale też ciasto z zakalcem
barachło - coś bezwartościowego
batarejka - latarka
bełtać - mieszać
berbelucha - tanie wino
baryk – bar, knajpa
besztać - wymawiać komuś
bez - przez, przejdź bez ulice - przejdź przez ulice
biedy sobie naputać - ściągnąć na siebie kłopoty
bladź - pani lekkich obyczajów
blekot - szalej – roślina - blekotu się najadła
błancza - guz
błotka - płotka
bołoto – pole
bor - wiertło
borgować - kredytować, zborgować, wziąść na borg - skredytować, wziąć na kredyt
bormaszyna - wiertarka
bożyć się - przysięgać, a zabóż się - przysięgnij
bradziaga - ktoś nieprzyzwoity
brechać - kłamać, szczekać, niektórzy jednak używają tego zwrotu jako - śmiać się
browar - piwo
bryle - okulary
brynzel - idiota, glupek, ty brynzlu - ty idioto, baranie
buby, bubki - kuleczki, jagódki, itp.
buc - głupek
bulwa - ziemniak
bułka chleba – „poproszę bułke chleba" - poproszę bochenek chleba
burchel - pęcherz
buza - napój ze sfermentowanej kaszy jaglanej

C
certolić się - wzajemnie sobie ustępować
ciapki – kapcie
cierlica, międlnica - narzędzie do międlenia lnu
cipier - teraz
chabor - rodzaj łapówki lub prezentu
chaman - cham
chaziaj - gospodarz pełną gębą
chazior - pewny siebię, butny
certolić się - wzajemnie ustępować
chiebra - gromada, banda
chwiluńka - moment, chwileczkę
chwost - ogon
chyższy - szybszy, kto chyższy? - kto szybszy?
cierlica, międlnica - narzędzie do międlenia lnu
ciurma - więzienie
chlapcążki - obcęgi, kombinerki
chłodnik - rodzaj zupy podawanej na zimno
chodzić do magazynu - chodzić do sklepu
chodzić w arende - kraść owoce z sadu
chomtolić - psuć, coś zacząć i zostawic nie gotowe
chwacit – starczy, dosyć („ci" czytać jako „c-i" nie „ć")
chwiluńka - moment, chwileczkę
cupać - skubać, trącać przynętę
cymes - nadzwyczajna potrawa, także nazwa jednej z potraw żydowskiego jadłospisu
cypek – mycka
czałpicsa - czepiać się kogoś, dręczyć kogoś
czemergies - samogon, ruska wódka
czepił sie jak rzep psiego ogona - ktoś się kogoś bardzo "uczepił", przeszkadza
czuczeło - dziwadło, straszydło
czugunny - garnek odlewany, żeliwny garnek
czuwać - slychać
czy ja jemu w garki patrze sie? - nie interesuję się jego sprawami
czychunka - kolej, tor kolejowy
czyżyk - mały chłopczyk

D
daje dzisiaj mróz - zimno dziś
dali popalić - dokuczyli
darem, na darem, daremno, nadaremno - bez efektu, bezproduktywnie
dziengi – pieniądze
dętka - bąbka choinkowa
dla - daj dla cioci - daj cioci, boli dla mnie głowa - boli mnie głowa
dochodzić tołku - racjonalizować, porządkować argumenty
durak - dziwny, niespotykany
durniacha - naiwniak, łatwowierny
durnowaty - głupkowaty
druszlak, durślak - cedzak
drzewnianny - drewniany
dwiuch – dwóch
dynia - zamiast melon i melon zamiast dynia
dynksić - bać się
działgać - pies działga - pies ujada
dziamgać - marudzić, pleść bzdury, gadać androny
dziażka - pasek
dzieżka - dzbanek
dźwi - drzwi

F
fajerka - jedno z kółek żeliwnych zakrywające otwór w płycie kuchennej
fanga - ślad po uderzeniu
faradyny - spodnie
farfocel - strzęp
fest zrobione - dobrze zrobione
flafcążki - obcęgi, kombinerki
fleja - brudas, brudaska
ficzka - krotka bluzka, kurtka
fifraczek - żakiet (najlepiej fioletowy, bo to kolor Podlasianek)
fizyczny piec - piec opalany węglem, drewnem
fufajka - waciak
furt - znowu, jeszcze raz, ponownie

G
gała - nieudacznik , gapa, ciapa
garki - garnki
gąsewka - skórzany łącznik bijaka z trzymakiem w cepach
giry, syry - nogi
glaca - łysina
gołodupiec - biedaczyna
graba - ręka
grać w kaczanego - wielkanocna zabawa polegająca na toczeniu jajek po pochyłości
gumno - łąka
góruje - ból nie do wytrzymania
gra w "dwa tereny" - gra "w dwa ognie"
gra w "piegi" - ułańska zabawa

H
hajtać się - brać ślub
hadztwo - ohyda, obrzydliwa istota, nieprzyjemne uczucie
handryczyć się - sprzeczać się, złościć, pokrzykiwać
hapać – brać
hapun – ten co zabiera nie swoje, (hapać – brać) np. po niegrzeczne dzieci przychodzi hapun hebel - kochanek
hetudy – tędy
hetyj – ten
hledzieć - patrzeć
hołoble - dyszle boczne w wozie konnym
hulać - pić alkohol
hulanka - popijawa

I
ich - trzeba ich podnieść - trzeba je podnieść (np. jabłka)
ichni - ich
ichny - ich
idę/jadę na miasto - idę/jadę do miasta
idę do jego - idę do niego
idz ty w żopu - odczep się, odwal się
idziem - idziemy
iść pieszkom - iść na nogach, pieszo
iść z buta - iść pieszo

J
jadaczka - gęba
jajka w śniadku - jajka na miękko ledwo ścięte
jełop - głupiec
jobów nasadzić - nawymyślać, skląć
jucha - krew
juszka - wywietrznik piecowy

SŁOWNIK GWARY BIAŁOSTOCKIEJ

$
0
0
K
kaban - wieprz, świnia
kabanina - wieprzowina
kabona, kabonka - pieniądze
kaczan - głąb, rdzeń kapusty
kanka - konewka
kartacze - Pyzy z mięsem
knypeć - niedorostek, smarkacz
karakan - karaluch, albo ktoś niski
karman - portfel
kasza hreczana - kasza gryczana
kawalerczak - niedorostek, smarkacz
każdą razą bądź - w każdym przypadku
każden, któren - każdy, który
kicha - wstyd, lub coś kiepskiego, jaka kicha - jaki wstyd, to jest kiszkawe - to jest kiepskie
kiego - czego, po co, kiego licha tam jedziesz?! – po co tam (do cholery) jedziesz?!
kiendy? - którędy?
kiendziuk - flaki
kiepeła - głowa
kinol - nos
kipiatok – wrzątek
kisle mleko - mleko zsiadłe
kitrać - chować
klatencja - klatka schodowa
klekotun - bocian
kleić durnia - udawać, ukrywać coś
klikać- wołać
kocik - mały kotek
kokrzysko, kukrzysko - stare siedlisko
kołdoby - wyboje
kołduny - pyzy, kartacze
kondon - kondom
kopańka - dłubanka, naczynie wykonane z jednego kawałka drewna
koperkaczka - puszka z podziurawionymi bokami, mocowana na drucie, wypełniona czymś palnym i rozpalona. Służyła dla zabawy do kręcenia otwartym ogniem wokół głowy.
kordła - kołdra
korp - gołębnik
koza - piecyk żeliwny
kozytkać – łaskotać
kozytki - łaskotki
kozyrek - daszek od czapki
kruczek - pogrzebacz
krupa – kasza
któren - który
kucia, kutia - potrawa bożonarodzeniowa składająca się z ryżu z makiem i bakaliami
kumać - rozumieć, nie kumaty - człowiek mający trudności w zrozumieniu czegoś
kupalim – kąpaliśmy
kupywać - kupować
kurzyć - palić papierosy

L
latoś - tego roku
leci jakby jemu soli na ogon nasypał - biegnie prędko, spieszy się
letko – lekko
lewszun – leworęczny, mańkut
limo - siniec
liszni - zbędny

Ł
ładyszka - dzbanek
łajza - powsinoga
łepetyna, łbicho - głowa
łoj - oj, łoj boże - oj boże
łoncki dziadzio - staromodny, nieaktualny człowiek
łoni - ubiegłego roku
łypa - warga

M
machorka - lichy tytoń
magazyn - sklep
masłobojka - maselnica, przyrząd do ubijania masła
maść nabolenie - środek na chorobę
mata - macie
mamona, mamonka – pieniądze
manera - pusta puszka ( banerka )
maszyna – kuchnia gazowa
mączka – cukier
melon - zamiast dynia i dynia - zamiast melon
menel - pijak
meszty - kapcie
mieć kołtun - fryzura w nieładzie, siano na głowie
mleko uciekło - mleko wykipiało
mielim - mielimy, mielta - mielcie
mlon - nielubiany mężczyzna
modzele, mozole - odciski
mogiłki - cmentarz
mordownia - kiepska knajpa
możno - można
musi - pewnie, prawdopodobnie, częste jest powiedzenie: musi tak...
murzyk – mężczyzna
mutra – nakrętka
myszorec - pomocnik woźnicy towarowej konnej platformy, ładowacz
myszygene - zwariowany, stuknięty

N
na zaś - na później, na zapas
nadajeli - dali popalić
nahula - natrętny, upierdliwy
namolny - natrętny, upierdliwy
napchać kałdun - napełnić brzuch
nastojka - nalewka
nawarzyć – ugotować
nazukoś - ukosem (przechodzić przez jezdnię nazukoś)
nie duż głowy - nie zawracaj mi głowy
nie zdzierżyłem – nie wytrzymałem
nie zniese – nie zniosę
nie zawracaj gitary - daj mi spokój, nie nudź
niehadliwy - nie brzydzący się
nos - pijak
nyje mnię - mdli mnię

O
obied – obiad
obiedać - jeść obiad
obrzyn - broń zazwyczaj kłusownicza, karabin z obciętą lufą
obuwaj się - nakładaj buty
ocipiał? - zwariowałeś?
odczmuchać sie - otrząsnąć się
odkazać – odmówić
odkluczyć - otworzy
odracha - niechluja
odziać się - ubrać się, opatulić
odwietki - odwiedziny nowonarodzonego dziecka
oładki, ołatki - placki ziemniaczane
ot - ot jaki ty głupi - (oj) jaki ty głupi
otawa - drugi pokos trawy

P
pacan - smarkacz, pędrak
padaka - coś bardzo śmiesznego, ale padaka - ale śmieszne
pajucina - pajęczyna
pała - głowa
pampuchy - pączki dla ubogich
paniał? – zrozumiał(eś)?
papcie - obuwie domowe
patrzaj - patrz
parszuk - świnia
paszcza - buzia, usta
patałach - ktoś niezadbany, poniżenie
peniak - tchórz
pepegi - tenisówki
perelina - peleryna
pet, kip - niedopałek, papieros
pieczka - legowisko na piecu do spania
pietuch - kogut
pinda – narząd płciowy kobiety, również używane jako obelga
piterka - portfelik
piston - smarkacz
plita - płyta kuchenna
placforma - platforma np. konna do przewożenia dużych ładunków
plajster – plaster
plaskaty - płaski, spłaszczony
płastynki - blaszki z owalnym otworem przybijane do obcasa, służące do mocowania łyżew
płaszczadka - drewniany podest do tańca
po pociemku - po ciemku, siedzę po pociemku - siedzę po ciemku
po poslednim - jeszcze jednym, kolejnym, to jak, po poslednim? - to jak, zapalimy jeszcze?
pocelować - trafić
pociopać - posiekać
pochlopka - cieńka zupa
pochłodnieje - ochłodzi się
podpierdalanka - rodzaj biednej zupki z ziemniaków
podprowadził pod durnego chate - zrobił ze mnie głupca
podwórek - chodź na podwórek - chodź na dwór
poka – (czyt. paka) cześć
pokinunć - zgubić
poklikać - zawołać
pomalej - pomału
popelina - wstyd, jaka popelina - jaki wstyd
potoknąć – wypłukać, także znaczyło polać wodę np. drugiej osobie na dłonie przy myciu się
porwał - podarł, uszkodził, rozerwał
poślim - poszliśmy
pośpieszaj - szybciej
poszed w kibini macier - wypchaj się, idź do diabła
poszła ty w buraki - przekleństwo typu idź do diabła, won
poszedł w bołoto - przekleństwo typu idź do diabła, won
poszła w czortu - przekleństwo typu idź do diabła, won
powiestka - wezwanie
pójdziem - pójdziemy
pójść w odwiedki - odwiedzić rodzinę, w której niedawno urodziło się dziecko, nie należy przychodzić z pustymi rękami
półpierdun - wierzchnie okrycie długości ¾,
prodziż - prodiż
prukwa - obelżywie kobieta "rozlazła"
prynuka - namawianie
przebrać się - przeprowadzić się
przedzierzgać się-przebierać się
przylepka - kromka chleba
przylimonić - walnąć, stuknąć
przytrzódka - pomocnik kierownika stada krów ( naczelnego pastucha)
psiuk - mały pies

SŁOWNIK GWARY BIAŁOSTOCKIEJ

$
0
0
R
raby - plamisty (stąd często łaciata krowa nazywana jest: Raba)
ramka - ramka papierosów - paczka papierosów
raszpla - kobieta bardzo lekkiego prowadzenia
razdziawa - gapa, niezdara
rećka - rzodkiewka
rezać – ciąć, rżnąć, piłować
rodyska - rzodkiewka
rogatka - proca
rozdziewaj się - zdejmij odzienie
rozgawenia - osoba roztargniona
rozkołupać - powiększyć otwór
rozpuszczanie - rozpuścić dzieci - rozpieścić dzieci, rozpuszczony jak bisurmański bicz - rozpieszczone dziecko
roztropa - osoba roztargniona
roztworzyć – otworzyć np. okno, słoik, buzię
roździawa jedna - krzykaczka, głośna osoba
rubaszka - koszula męska
rugać się - przeklinać
rychtyk - akurat, właśnie, samo rychtyk - w samą porę, o czasie
ryło - twarz
rypać się - tłuc/bić się
ryży - rudy

S
saczek - bluzka
samogon - bimber, nielegalnie pędzony alkohol
sałata, sałaciarz - taksówka, taksówkarz
saławiej - słowik
słychować - co słychować? - co słychać?
sarafan - sukienka bez rękawów
se - sobie - weź se kup - weź sobie kup
siaszka - kosa
sień – weranda
siniak (akcent na „a") - rodzaj grzyba, którego kapelusz sinieje po potarciu
sinka - niebieski barwnik używany do krochmalenia
siurek smarkacz, "mały interesik" u chłopczyka
skakina - ty skakino jedna, ty bydlaku
skibki - kanapki
skołowacieć - stracić orientację, zgłupieć
skowroda - patelnia
skrobać marchewki - deptać komuś po piętach
smark - niedorostek, smarkacz
słychać - czuć, słychać spaleniznę - czuć spaleniznę
sobaka – pies
starszy - drużbant, świadek ślubu
stojali - stały
stojało - stało
stolarzowaty - znający się na stolarce
struchlałe - zmurszałe np "patyki struchlałe”
stuk - karta stuk - w grze w karty, karta nie do wycofania
suchna – owca
sulan - leworęczny, mańkut, szmaja
swarycsa - kłócić się
swołocz - łobuz, drań
szantrapa - osoba roztargniona
szałaputa - człowiek bezmyślny
szaszok - tchórz
szlauch - rura gumowa
szparko - szybciej, poganianie
szpuk - gołąb pospolity, nierasowy
szpurc - niedorostek, smarkacz
sztanga - obciążnik zegara ściennego
sztany - spodnie
szajbus, szajbnięty - wariat
sztafirować - stroić się
szczun - smarkacz
szkodowiery, szkodowieki - skąpca
szmaja- leworęczny, mańkut
szmuc - brud
szpilorek - szydło
szprechać - mówić
szpurt - szybki bieg
sztafirować - stroić się
szuba - sałatka kartoflano-śledziowo-warzywna
szurganiec - łobuziak
szulaki - określenie na ptaki drapieżne polujące na gołębie
szypszyna - nasienie, owoc dzikiej róży
szwajsować – spawać
szwendać się - spacerować bezmyślnie

Ś
ślozy - łzy (częste powiedzenie: i po co tak lejesz ślozy?)
śniedać - jeść śniadanie
śrubstag - imadło
świeżynka - świeża pieczeń wykonana zaraz po uboju prosiaka

T
taborek - taboret
tako - w ten sposób
taksowka – nazwa każdego samochodu osobowego, nie koniecznie taxi
taskać – nieść
temu - dlatego
ten - ten pomarańcz - ta pomarańcz, ten winogron - ta winogron
terperda, torpeda - mały pociąg osobowy złożony z dwóch jednostek
telepać się - trząść się, ale dziś telepejszen - ale dziś zimno
toczka - głośnik zakładowego radia
tok - bateria
tołkować - tłumaczyć, bez tołku - bez sensu, bez pomyślunku, nietołkowny - nie dający sobie wytłumaczyć
tutaj babcia koszyk nosiła - "gest kozakiewicza", tu się zgina...
trafić na chanajki - przed wojną dzielnica znana z pośledniejszych pań lekkiego prowadzenia
turza (czyt. tur-za) - boli

U
uchażor - starający się o rękę panny
uczycielka - nauczycielka
ugotujem - ugotujemy
ukatrupić, zakatrupić - zabić
unaj, undzi - tam
ulnik - babka ziemniaczana
upioką – upieką
upioke - upiekę

W
wajcha - dźwignia
walonki - obuwie z filcu na mróz i śnieg
wała - takiego wała - "gest kozakiewicza", tu się zgina...
watacha, wataszka - grupa, gromada
wchodziny - parapetówka
wcinać - jeść
wentroba - wątroba
wieczera – kolacja
wieczerać - jeść kolację
wiernusa - zawrócić się
wiszczeć - piszczeć, krzyczeć
wiuga - zawieja
włanczać, wyłanczać - włączyć, wyłączyć
wołoczebne - prezent od matki chrzestnej
wredota – o osobie wrednej
wrzaskun - awanturnik, pieniacz, także głośno krzyczące dziecko
wsio -wszystko
wycierucha - kobieta bez zasad
wycug - dożywotnie, utrzymanie
wyczmuchać - przewietrzyć
wygrużać - wywalać, usuwać
wykipiło – wykipiało
wyskipło – wykipiało
wyrko – łóżko
wzion - zabrał

Z
za biezdurno - za nic, za darmo
za frajer - za nic, za darmo
za im - za nim
zaciągnąć się - zagłodzić, brak apetytu
zadawać - dać
zaidrosny - zazdrosny
zajedno - wszystko jedno, to samo
zajzajer - kwas, coś bardzo kwaśnego
zakluczyć - zamknąć
zakolegować - zaprzyjaźnić
zalatywać do kogoś - wejść do kogoś na chwilkę
zamaniło - zachciało się
zapalić - włączyć (np. światło, telewizor)
zapluszczyć oczęta - zamknąć oczy
zapojka - napój do zapijania alkoholu
zasynać - zasypiać
zaszpilić - zapiąć na guziki
zawtrakać - jeść
zbuk - zepsute jajko
zdurniał, czy co? - czyżby człowiek ogłupiał, dziwnie się zachowuje
zdym - zdejmij
zgliwiały ser - psujący się twaróg
zeksa - stać na zeksie - stać na czatach, okrzyk "zeksa" służy również jako ostrzeżenie alarmowe
zezwać - wyzwać, nakrzyczeć na kogoś
zieziulka - kukułka
ziomal - rodak, kuzyn
zjechać do domu - wrócić do domu
zołza – o osobie wrednej
zrobić rezultat - policzyć się z kimś, zrobić z kimś lub z czymś porządek
zrobim - zrobimy

Ż
żeb - żeby
żulik - mały chłopczyk
żywina – trzoda
żywiuszczyj – żywotny

„Odniemczanie“ i polonizacja czyli z niemieckiego Breslau powstaje polski Wrocław

$
0
0
„Odniemczanie“ i polonizacja czyli z niemieckiego Breslau powstaje polski Wrocław

Magdalena Helmich, Jakub Kujawiński, Margret Kutschke, Juliane Toman

Wprowadzenie

Nasze badania we Wrocławiu prowadzone były w dwojaki sposób: z jednej strony była to oral history - historia przekazywana drogą świadectw ustnych, natomiast drugim obiektem naszych zainteresowań była przestrzeń miejska. W ramach badań przeprowadziliśmy 14 wywiadów indywidualnych oraz 1 grupowy, łącznie rozmawialiśmy z 23 osobami, w tym 21 Polakami, którzy przyjechali do Wrocławia i osiedlili się tam w latach 1945 –1950. Niektórzy z naszych respondentów należą do grupy tzw. „pionierów“, czyli pierwszych osadników na polskim „dzikim zachodzie“, którzy osiedlili się we Wrocławiu jeszcze przed konferencją poczdamską (Towarzystwo Miłośników Wrocławia, 1995, Hofmann, 2000). Większość naszych rozmówców pochodzi z Wielkopolski bądź z Galicji. Natknęliśmy się również w jednym z domu starców na dwie kobiety pochodzenia niemieckiego urodzone jeszcze w przedwojennym Breslau. Obie, po sprawdzeniu ich „polskości“ przez polskie władze, zostały po II wojnie światowej w swoim rodzinnym mieście (Madajczyk, 2000, s. 171-176).
Naszych rozmówców szukaliśmy głównie za pośrednictwem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej oraz wśród członków różnego rodzaju stowarzyszeń, takich jak Związek Pionierów, Towarzystwo Miłośników Wrocławia oraz Niemieckie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne. Interesowało nas głównie współżycie nowych mieszkańców z pozostającymi w mieście tuż po wojnie Niemcami. Ciekawiło nas w jakich sytuacjach się z nimi spotykano i czy nasi rozmówcy przypominają sobie jakieś warte przytoczenia wydarzenia związane z niemieckimi mieszkańcami miasta. Pytaliśmy też o powojenny Wrocław - szczególnie interesowało nas czy respondenci zauważyli „znikanie“ niemieckich napisów, szyldów, tablic bądź pomników.
Aby wyobrazić sobie atmosferę panującą we Wrocławiu tuż po 1945 r., należy pamiętać o kilku aspektach. Życie w mieście prawie całkowicie zniszczonym przez wojnę musiało być dla jego mieszkańców związane z ogromnym obciążeniem psychicznym, jak i fizycznym. Jednak dla Polaków pochodzących ze Lwowa, z Wilna bądź z terenów należących obecnie do Białorusi sytuacja ta była jeszcze bardziej dramatyczna: tak jak i dla wypędzonych Niemców, nie było dla nich bowiem powrotu do ojczyzny, ponieważ ta leżała już w granicach innego państwa. Zmuszeni byli opuścić ojczyste tereny, gdzie pozostawili domy, majątki i groby bliskich.
Inaczej wyglądała sytuacja osób przybywających do Wrocławia z Polski centralnej - większość z nich przybyła tu na własne życzenie, aby zasiedlić „ziemie odzyskane“. Dużą rolę odegrała tu propaganda: w 1945 r. chwytano się przeróżnych sposobów, aby na poniemieckie tereny sprowadzić polskich osadników. Argumentem przemawiającym za przybyciem w te strony była obietnica poprawy warunków materialnych, społecznych jak i zawodowych. Gregor Thum wspomina w swojej książce Die fremde Stadt. Breslau 1945, że różnice w mentalności przybyszy z Polski centralnej, Małopolski i Wielkopolski, czyli z sąsiednich regionów Śląska były o wiele mniejsze niż tych, którzy przybyli tu z przypadłych po wojnie ZSRR Kresów Wschodnich (Thum, 2003, s. 121, Ciesielski, 1999). Nie można więc zapominać o różnorodności kulturowej ludności, która nagle znalazła się w jednym mieście i musiała w nim wspólnie żyć.
Dla naszej pracy najistotniejszy jest okres powojenny i stosunki jakie panowały między Niemcami, którzy po wojnie pozostali we Wrocławiu, a nowo przybyłymi osadnikami. Kierowaliśmy się tu przede wszystkim pojęciem „odniemczania“, czyli wszelkimi zmianami jakie zachodziły na terenie miasta, które miały na celu oczyszczenie miasta z jego niemieckości. Chodzi tu szczególnie o usuwanie pomników, zmiany nazw ulic i niszczenie wszelkich innych materialnych pozostałości po Niemcach i ich kulturze (Linek, 1997, s. 59-63). Istotne jest pytanie, w jaki sposób „odniemczanie“ wpłynęło na stosunki polsko – niemieckie? Czy mimo nakazów i zakazów dochodziło do prywatnych kontaktów miedzy Polakami a Niemcami? Co czuli ludzie, którzy przybyli do Wrocławia? Czy odbierali to miasto jako niemieckie czy raczej jak głosiła propaganda jako odzyskane polskie? W jaki sposób i kto miał na to wpływ, że niemiecki Breslau zmienił się w polski Wrocław? Ważny był dla nas również stosunek oficjalnych doniesień z owego czasu do wspomnień osób, które te wydarzenia przeżyły. Jak się później okazało, relacje te różniły się między sobą. Chodzi tu szczególnie o sprzeczne informacje na temat zasiedlania byłych niemieckich terenów, które według polskich władz niegdyś należały do Polski i oficjalnie wróciły „do macierzy“.
Obok wywiadów, koncentrowaliśmy się również na „czytaniu miasta“. Szukając pozostałości niemieckich napisów, szyldów czy tablic na domach, szkołach, kościołach czy też innych budynkach publicznych próbowaliśmy wyobrazić sobie, w jaki sposób dokonywał się proces „odniemczania“. Przeprowadzając wywiady świadomie używaliśmy takich pojęć jak „polonizacja“ i „odniemczanie“. „Odniemczanie“ było powszechnie używane przez polską propagandę, czego nie można powiedzieć o pojęciu „polonizacja“, które miało negatywne zabarwienia. Używano terminu „repolonizacja“ by podkreślić pierwotne pochodzenie miast śląskich w tym i Wrocławia. Chcieliśmy sprawdzić, w jaki sposób owe pojęcia utkwiły w ludzkiej pamięci i czy rozmówcy będą protestować, kiedy będziemy używać określenia „polonizacja“.
Ważnym elementem badań był wybór strategii przeprowadzania wywiadu. Generalnie wybraliśmy formułę wywiadu otwartego. Wywoływaliśmy w ten sposób wspomnienia i słuchaliśmy opowiadania, czekając czy pojawią się wzmianki o wrocławskich Niemcach lub niemieckich pozostałościach w wyglądzie miasta.


„Odniemczanie“ i polonizacja Wrocławia w pamięci świadków.

Polscy osadnicy

Przeprowadzone przez naszą grupę wywiady charakteryzuje prawie całkowity brak wspomnień na temat niemieckiego Wrocławia. W wypowiedziach dominował wątek ogromnego zniszczenia miasta, trudnych warunków życia, braku bezpieczeństwa. Wydawało się, że respondenci po prostu nie chcieli rozmawiać na temat Niemców bądź niemieckości miasta. Nierzadko zamiast odpowiadać na pytania, zaczynali szerzej opowiadać o czasach późniejszych czy wręcz teraźniejszych. Wspomnienia o Niemcach i niemieckości pojawiały się z reguły dopiero wówczas, gdy pytaliśmy wprost czy dana osoba pamięta Niemców, czy byli jeszcze w mieście, gdy tam przybyła i później, czy ich znała, utrzymywała kontakty, czy pamięta jakieś niemieckie elementy przestrzeni, jak nazwy ulic, szyldy, pomniki.
Skala udziału Niemców i niemieckości miasta w pamięci polskich przybyszów jest bardzo różna. 83-letnia pani Halina [wszystkie imiona zostały przez autorów zmienione], pamięta na przykład, jak Niemcy wyjeżdżali, ale nic poza tym – nie miała z nimi kontaktu, jak mówi, nie znała niemieckiego, rozmawiała tylko z Polakami, wśród których żyła i pracowała. Inni spośród naszych respondentów stykali się jednak z Niemcami w różnych sytuacjach. 75-letnia pani Maria, która przyjechała do Wrocławia pod koniec 1945 r. wspomina, jak urzędnik z Miejskiej Rady Narodowej nakazał Niemkom opuszczenie mieszkania, które następnie przekazał jej rodzinie. Niemki przeniosły się wtedy na parter tej samej kamienicy, ale rankiem następnego dnia wróciły do starego mieszkania, do którego miały jeszcze klucze, by zabrać resztę swoich rzeczy. W innych przypadkach zmiana właściciela nie odbywała się w sposób tak bezpośredni – dostawano mieszkanie już opuszczone. Odrębną kwestią jest problem ewentualnych ruchomości zastanych w otrzymanym lokalu. Należący do grupy „pionierów“ Jan J. wspominał o działalności urzędu likwidacyjnego – Polacy musieli zapłacić za znajdujące się w mieszkaniu sprzęty. To doświadczenie nie jest jednak wspólne wszystkim osadnikom. Poza tym na podstawie innych wspomnień można zauważyć, że wiele dóbr traktowano jako niczyje – nocą zbierało się ziemniaki z podwrocławskich, poniemieckich, a nie zasiedlonych jeszcze przez nowych osadników gospodarstw, w razie potrzeby zabierano też odzież z opuszczonych mieszkań, by sprzedać je na tzw. „szaberplacu“ (pl. Grunwaldzki). By uzupełnić kwestie związane z mieszkaniem, należy też wspomnieć o obecnych w niektórych wspomnieniach Niemcach - sąsiadach.
Bardzo często wspomina się Niemców pracujących. Mobilizowano ich do odgruzowywania miasta, ale pracowali także jako dozorcy, konduktorzy, w różnego rodzaju zakładach i urzędach. Co więcej, pracowali również w domach niektórych naszych rozmówców lub ich rodzin bądź znajomych – były to najczęściej niemieckie kobiety, które przychodziły sprzątać i gotować. Pani Maria G. wspomina też liczne Niemki, które potrzebując pieniędzy, wyprzedawały swój dobytek na ul. Jedności Narodowej. Wielu z naszych respondentów pamięta Niemców nie tylko z pierwszych lat po wojnie, ale również tych, którzy pozostali, zwłaszcza w mieszanych małżeństwach. Wspomnieniem często powracającym w wypowiedziach polskich przybyszów są słyszane co noc okrzyki „Hilfe“. Podkreślano przy tym, że głównym źródłem niebezpieczeństwa byli żołnierze sowieccy.
Jak w omawianych wspomnieniach przedstawiają się relacje między Polakami a Niemcami? Z jednej strony widoczna jest separacja i dystans – nie wszyscy Polacy mieli bezpośredni kontakt z Niemcami, widoczna jest także tendencja Polaków do trzymania się razem. Pani Maria J., wspominając swoje przeżycia z pierwszych dni w poniemieckim mieszkaniu, stwierdziła, że Niemców potępiano. Polacy starali się też mieszkać blisko siebie, gdyż czuli się w ten sposób pewniej i bezpieczniej. Zarazem jednak do jej domu przychodziła „niby sprzątać“ pewna starsza Niemka, którą zapamiętała jako bardzo sympatyczną. Codzienne kontakty sprzyjały więc przezwyciężaniu nieufności. Pan Jerzy M. bawił się razem z młodymi Niemcami, ale z drugiej strony na śmigus-dyngus wodą oblewali jedynie młode Niemki, nigdy „swoich“. Silne bywało więc poczucie inności, być może nawet obcości, nie ma jednak mowy o aktach wrogości. Pani Kunegunda (we Wrocławiu od 1946 r.) pamięta, że dyrektora fabryki ubrań przy ul. Traugutta, który uderzył w twarz pracującą u niego Niemkę, „od razu wylali z pracy“.
Naszych respondentów pytaliśmy również o reakcje i postawy Niemców na polonizację Wrocławia. Generalnie podkreślali ich posłuszeństwo zarządzeniom nowych władz. Jeden z „pionierów“, pan Krzysztof B., wspominał Niemca Hartmanna, z którym współpracował w jednej z instytucji komunalnych, jako „chętnego, życzliwego, zapobiegliwego i pomocnego“. Z kolei inny z „pionierów“, wyróżnił trzy kategorie Niemców: takich, którzy przyjęli, że tak być musi, takich, którzy w obawie przed ewentualnymi (co wyraźnie podkreślił) represjami siedzieli cicho i takich, którzy włączyli się do pracy w mieście. Tu należy wspomnieć, iż Niemcy, którzy pozostali po wojnie we Wrocławiu byli zmuszani poprzez wszelkiego rodzaju nakazy ze strony polskich urzędów do pracy, często w bardzo ciężkich warunkach (Ther, 1998, s. 62 i n.)
Odrębnym problemem obecnym w naszych rozmowach jest stosunek polskich osadników do nowego miasta. Wielu z naszych respondentów zostało ściągniętych do Wrocławia przez swoich krewnych, którzy przybyli tu już wcześniej. Inni przybywali sami i często bardzo tęsknili za rodzinnymi stronami. Jedni zostawali tu świadomie, inni nie mieli dokąd wracać (jak np. Maria G., której dom w Warszawie spłonął podczas powstania). W ich wspomnieniach dostrzec można poczucie obcości i wykorzenienia. Pani Maria G. podkreślała, że Niemki wyrzucone z ich mieszkania miały w przeciwieństwie do nowo przybyłych w mieście koleżanki, rodzinę, miały więc dokąd pójść. Wielu z naszych rozmówców było zdania, że pomijając szabrowników i pospolitych przestępców, ludzie byli dla siebie bardzo życzliwi, solidarni i chociaż pochodzili z różnych stron szybko się ze sobą zżyli. Trudno powiedzieć, na ile ten bardzo pozytywny nieraz obraz relacji społecznych w tamtym okresie jest uwarunkowany negatywną oceną takich powojennych zjawisk jak np. przestępczość czy bezrobocie. Sugerując się literaturą, która opisuje panujące w tamtych czasach stosunki międzyludzkie (Thum, 2003, s. 160 i n.) wydawać się może, że okres powojenny jest przedstawiany w o wiele jaśniejszych barwach niż to miało miejsce w rzeczywistości. Jednakże dla nas istotne były subiektywne odczucia naszych respondentów. Zadomowieniu w nowym mieście sprzyjały oczywiście zawierane małżeństwa i rodzące się dzieci.
Co do wyglądu miasta, niektórzy pamiętają jeszcze niemieckie pomniki lub pozostałe po nich cokoły, pamiętają też niekiedy niemieckie nazwy ulic („pionierom“ zdarza się nawet używać ich zamiennie z polskimi). Pani Helena J. (we Wrocławiu od początku 1946 r.), pochodząca z Kielecczyzny, zwróciła uwagę na obcy typ zabudowy, na rzucającą się w oczy czerwoną cegłę.
Kiedy pytaliśmy jednak, czy traktowali Wrocław jako włączone do Polski miasto niemieckie czy też jako odzyskane miasto polskie, zgodnie podkreślali polskość Wrocławia, odwołując się niekiedy do wiedzy szkolnej. Według pani Haliny: [...] „to było nasze kiedyś, ja miałam świadomość, że to jest nasze, bo ja to czytałam w historii, że to było nasze“. W tym kontekście w przypadku dwóch spośród naszych rozmówców powróciły wspomnienia traumatycznych doświadczeń hitlerowskiej okupacji w Generalnym Gubernatorstwie oraz ujawniło się poczucie krzywdy, a nawet nieskrywanej nienawiści do Niemców. Szczególną uwagę należy zwrócić na wypowiedzi „pionierów“, ludzi najczęściej bardzo aktywnych społecznie. Jak zaznaczali ci spośród nich, którzy znaleźli się we Wrocławiu w 1941 – 42 r. jako robotnicy przymusowi, wszyscy Polacy wywiezieni na roboty do Wrocławia wierzyli, że tereny te po wojnie wrócą do Polski. Upadek twierdzy Breslau oznaczał dla nich wyzwolenie miasta. Rodzice pani Danuty O. zdecydowali się pozostać w polskim już Wrocławiu, chociaż mieli dokąd wrócić, czuli się jakoś z tym miastem związani. W relacjach wszystkich „pionierów“ widoczne jest zaangażowanie w odbudowę miasta, które stopniowo stawało się polskie. Niszczono wprawdzie pomniki, ale usuwanie śladów niemieckiej przeszłości nie było, jak mówią, najważniejsze – „co innego było do roboty“. Nowo otwierane sklepy miały szyldy polskie, bez żadnych odgórnych nakazów.
Dla polskich przybyszów nie ulega zatem wątpliwości, że Wrocław należał się Polsce, niekiedy uznają za ważne uzasadnić to wiedzą historyczną, szczególnie „historią“ Śląska lub zadośćuczynieniem krzywd doznanych od Niemców. Z drugiej strony odczuwają niekiedy potrzebę jakby usprawiedliwienia się. Jeden z „pionierów“ podkreślał, że wysiedlanie Niemców odbyło się „uczciwie i kulturalnie“, inni wskazywali na kontekst międzynarodowy powojennych zmian – decyzje w sprawie granic zapadły niezależnie od Polaków. Jak powiedział pan Wacław, szewc, mieszkający od 1950 r. we Wrocławiu, „Polacy tego nie wymyślili [...], sami tutaj nie przyszli jakąś siłą, przemocą...“. Na zakończenie warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię: byli robotnicy przymusowi, z którymi rozmawialiśmy, pamiętają niemiecki Breslau, sprzed oblężenia i zniszczenia. Poprosiliśmy więc o porównanie miasta przed zniszczeniem i po odbudowie. Zgodnie podkreślali piękno niemieckiego miasta, pełnego zabytków, zieleni. Wspominali je z pewną nostalgią. Wszyscy zauważyli też, że odbudowano zupełnie inne miasto, potwierdzając tym samym głębokość przemiany Breslau we Wrocław.
Podsumowując przeprowadzone wywiady można zauważyć jakże mocno w pamięć, szczególnie starszej generacji, zapadł obraz historii przedstawiany przez władze Polski Ludowej. Nie można również nie zauważyć sprzeczności w wypowiedziach elit o obrazie Wrocławia, które kreują je jako miasto europejskie. Wydaje się, że nasi respondenci nie są do końca tego świadomi, a może po prostu nie chcą się na ten temat wypowiadać. To można odczytać jako znak, że europejski sposób patrzenia na historię miasta jeszcze nie jest do końca rozpowszechniony.

„Odniemczanie“ i polonizacja czyli z niemieckiego Breslau powstaje polski Wrocław

$
0
0
Pamięć autochtonów

Wieki migracji i wpływy polsko – niemiecko - czeskie na terenie dzisiejszego Śląska wpłynęły na to, że pewna część społeczeństwa ma nie do końca wyjaśnioną tożsamość – identyfikuje się zarówno z Niemcami jak i z Polską. Osoby takie, zamieszkujące od dawna te obszary, zaczęto po II wojnie światowej nazywać autochtonami. Rząd polski był ogromnie zainteresowany by „przywiązać“ ich do siebie. Chodziło tu z jednej strony o udowodnienie, że na ziemiach zachodnich mimo długotrwałych procesów germanizacji zachowała się polska tradycja, ale istotne było również zatrzymanie wykwalifikowanych pracowników, gdyż tereny te były ciągle słabo zaludnione (Madajczyk, 2000, s. 171). Na podstawie weryfikacji można było po udowodnieniu polskich korzeni uzyskać polskie obywatelstwo (Misztal, 1984, s. 244, Linek, 1997, s. 13). Jednak społeczeństwo odbierało autochtonów nie do końca pozytywnie - bardzo często byli oni z powodu swej odmiennej kultury brani za Niemców (Thum, 2003, s. 124). Zdarzało się, że byli oni z tego powodu dyskryminowani (mieli np. niższe zarobki, otrzymywali mniejsze racje żywnościowe).
Nasze dwie respondentki, pani Irmgarda Z. i pani Irena P., spędziły prawie całe swoje życie we Wrocławiu i przyjęły po wojnie polskie obywatelstwo. Głównym tego powodem były głębokie więzi rodzinne, jednakże istotny był również fakt, iż nie do końca wiedziały, co je w Niemczech czeka. Obie panie podkreśliły bardzo trudną sytuacje finansową, która się jeszcze bardziej pogorszyła po obniżce płac, Irmgarda Z. zmuszona była podjąć dwie prace zarobkowe, aby móc utrzymać siebie oraz swoich rodziców. Ogromnym problemem dla autochtonów okazał się fakt, iż z dnia na dzień musieli nauczyć się posługiwać w sytuacjach codziennych językiem polskim. Rzeczą zrozumiałą jest, że w tak trudnej sytuacji ludzie nie zważali na postępujący proces „odniemczania“ miasta - nie mieli na to ani czasu ani siły. Takie hasła, jak „odniemczanie“ czy „polonizacja“ nie odbijały się zbyt głośnym echem wśród społeczeństwa. Według Irmgardy Z. „z prawdziwym życiem to niewiele miało wspólnego“. Stosunek do polskich znajomych został przedstawiony przez nasze respondentki jako bardzo pozytywny - pomagano sobie i dzielono się wszystkim czym się dało. Obie panie nie były szykanowane ze strony polskiej, co bardzo często jest opisywane w literaturze (Thum, 2003, s. 145 i n.). Irena P. uważa, że wpłynął na to fakt, iż dla wszystkich okres ten był czasem nowego początku, w nowym bądź w całkiem odmienionym mieście. Polonizacja miasta zatraciła się w panującym wtedy chaosie i została potraktowana jako konsekwencja wojny.
Więcej na temat przeżyć przedwojennych mieszkańców Breslau, którzy pozostali w polskim Wrocławiu można przeczytać w rozdziale: Mieszkańcy Breslau we Wrocławiu.


Odniemczanie i polonizacja Wrocławia zapisane w miejskiej przestrzeni.

Narodowy charakter przestrzeni miasta nowożytnego można odczytywać na dwóch poziomach. Pierwszy z nich to poziom języka komunikacji, związany ściśle ze sferą działania, obszarem życia codziennego, są to nazwy ulic, szyldy i inne napisy publiczne. Drugi to poziom treści symbolicznych, świadomie odnoszących się bądź odnoszonych do historii, tradycji narodu i państwa, wyrażonych w języku lub artefaktach. W wielu przypadkach obie sfery nakładają się na siebie. Język nazw ulic itp. powinien być powszechnie zrozumiały dla mieszkańców miasta. Tym samym, we Wrocławiu, który od 1946 – 1947 r. w przeważającej mierze zamieszkiwała ludność polskojęzyczna, niemieckie napisy stały się po prostu niefunkcjonalne. W tym sensie nie może dziwić zastąpienie ich polskimi (Kruszewski, 1997). Niemniej, poprzez dobór patronów nazwy ulic niosły też treści symboliczne. Dlatego też, nie wszędzie wystarczało tłumaczenie niemieckich nazw - dokonywano tego zwłaszcza na Starym Mieście, gdzie nazwy miały jeszcze często rodowód średniowieczny, jak np. Nikolaistrasse, która pozostała ul. Św. Mikołaja. Częściej należało pozbawić je związku z niemiecką historią miasta - Blücherplatz stał się więc na przykład placem Solnym. Nazwom nadawano również charakter wyraźnie polski - z Tauentzienplatz powstał plac Kościuszki, niekiedy odwoływano się przy tym do konfliktów polsko-niemieckich z przeszłości - przykładem może być ul. Powstańców Śląskich, niegdyś Kaiser-Wilhelmstrasse czy most Grunwaldzki zamiast Kaiserbrücke. Wytyczanie nowych ulic i placów dawało okazję do umacniania polskiego obrazu Wrocławia.
Co więcej, język nie tylko wyrażał treści symboliczne, ale sam był traktowany symbolicznie, niezależnie, od kontekstu w jakim był użyty i od treści, których był nośnikiem. Tym należy tłumaczyć usuwanie wszelkich publicznych napisów niemieckich. Dotyczyło to nie tylko szyldów reklamowych, co dałoby się wytłumaczyć względami praktycznymi. Niszczono również niemieckie miejsca pochówku - niemieckie nagrobki można znaleźć już tylko na niektórych cmentarzach na obrzeżach miasta. Zaraz po wojnie likwidowano też niemieckie napisy i tablice pamiątkowe, np. na dzisiejszej siedzibie biskupstwa prawosławnego czy na dwóch zachowanych słupach granicznych z 1901 r., na jednym z nich, stojącym przed gmachem TV przy ul. Karkonoskiej napis niemiecki zastąpiony został polskim. Miały zostać usunięte i inne niemieckie nazwy znajdujące się na budynkach publicznych, ponieważ odnosiły się do niemieckiej przeszłości polskiego teraz już miasta. Nie niszczono ich jednak konsekwentnie ani systematycznie - do dzisiaj zachowało się wiele inskrypcji, i to nie tylko na tablicach pamiątkowych, ale także np. nad portalem szkoły budowlanej przy ul. Prusa, gdzie widnieje: „Ohne Fleiss kein Preis“ czyli „Bez pracy nie ma kołaczy“. Do dziś widoczne są również ślady niemieckich napisów na domach np. przy ulicach: Włodkowica, Szewskiej (fot. 4) i Piastowej.
Jednym z najistotniejszych wyznaczników niemieckiego wizerunku miasta w sferze symbolicznej były pomniki (Harasimowicz, 2000, s. 658-662). Spośród najważniejszych wymienić trzeba m.in.: pomnik gen. B. F. von Tauentziena na placu jego imienia (obecnie pl. Kościuszki) , feldmarszałka G. L. von Blüchera na Blücherplatz (obecnie pl. Solny) oraz pomnik Fryderyka Wielkiego na koniu na rynku (Antkowiak, 1985). Zdecydowana większość niemieckich pomników, jeśli nie uległa zniszczeniu już wcześniej, została rozebrana po wojnie, niektóre już w roku 1945 jak np. pomnik Wilhelma I. Inne przetrwały trochę dłużej – najpóźniej, bo dopiero w 1947 r. zniszczono znajdujący się na rynku pomnik Fryderyka Wilhelma III (Tyszkiewicz, 2000, s. 134). Przetrwały bardzo nieliczne – te, które nie miały bezpośredniej wymowy politycznej czy narodowej lub ją z biegiem lat straciły. Należą do nich posąg Szermierza przed gmachem uniwersytetu i siedzący na Pegazie Amor nad fosą miejską.
Tym samym przestrzeń miasta została pozbawiona dotychczasowego znaczenia, ale dość długo pozostała w znacznej mierze nie zagospodarowana w sferze symbolicznej. Tylko w kilku przypadkach w miejsce niemieckiego pomnika postawiono polski. Najwcześniej, bo już w marcu 1946 r. w ramach obchodów roku kościuszkowskiego na pl. Kościuszki na miejscu pomnika-mauzoleum Tauentziena odsłonięto głaz ku czci Bojowników o Wolność i Niepodległość (Suleja, 2001, s. 36). Nowych pomników powstało po wojnie stosunkowo niewiele. Niektóre poświęcono ofiarom II wojny światowej: bohaterom warszawskiego getta (pl. Bohaterów Getta, 1963) czy pomordowanym profesorom Lwowskim (Politechnika Wrocławska, 1964). Inne służyły kultywowaniu pamięci władzy ludowej, jak pomnik poległych funkcjonariuszy milicji obywatelskiej na pl. Powstańców Śląskich (1964). W 1974 r. wystawiono monument Mikołajowi Kopernikowi przy ul. Piotra Skargi, a w 1984 r. Juliuszowi Słowackiemu (w parku jego imienia). Przestrzeń symboliczną miasta w znacznej mierze wyznaczały również różnego rodzaju tablice pamiątkowe - podobnie jak w przypadku pomników część z nich związana była z martyrologią wojenną lub upamiętniała wyzwolenie jak np. tablice ku czci „pionierów“ (fot. 5).
Odrębną i dość liczną grupę stanowią natomiast tablice dokumentujące ślady polskości dawnego Wrocławia. Najczęściej upamiętniane były nimi pobyty sławnych Polaków, m.in. W. Pola w 1847 r. (pl. Solny 16, 1957) i J. Słowackiego w roku 1848 (pl. Kościuszki, 1959).
Można zatem stwierdzić, że polonizacji Wrocławia dokonano przy użyciu dość ograniczonego zestawu środków. Przede wszystkim zmieniono nazwy ulic i likwidowano różnego rodzaju niemieckie napisy, ale w porównaniu do dawnej niemieckiej „sieci“ punktów wyznaczających symboliczną topografię metropolii, w polskim Wrocławiu powstawała ona powoli i bez rozmachu.
Powyższe uwagi dotyczyły świeckiej przestrzeni publicznej. W przypadku nagrobków i tablic upamiętniających wkroczyliśmy już jednak w sferę sakralną, która również była polonizowana. Ciekawy przykład stanowi wnętrze katedry wrocławskiej. Przestrzeń sakralna wydaje się bardziej odporna na unarodowienie od przestrzeni świeckiej, a z pewnością elementy narodowe są tutaj wprowadzane za pomocą innych środków. Można powiedzieć, że narodowy charakter przestrzeni sakralnych odzwierciedla generalnie świadomość narodową duchownych i wiernych. Ponieważ jednak katedra wrocławska została zniszczona w 70% trudno jest określić, na ile zmieniono jej niemieckie wnętrze. Niemniej wraz z odbudową, a zwłaszcza przywracaniem funkcji religijnych (konsekracji dokonano w 1951 r.), katedra nabierała charakteru polskiego (Bukowski, 1985, s. 21-26, 103-121, Malachowitz, 2000, s. 114-129). Po odbudowie zmieniono też wezwania niektórych kaplic bocznych – pojawiły się kaplice poświęcone patronom Polski jak świętym: Wojciechowi i Stanisławowi. Polscy święci zostali także przedstawieni na witrażach. Nie należy przeceniać tych posunięć – były one nie tylko częścią procesu polonizacji, ale także jego efektem i do pewnego stopnia wynikały z potrzeb duszpasterskich. Z drugiej jednak strony nie brak śladów włączania się Kościoła w oficjalną interpretację historii i celebrowania odzyskania ziem zachodnich, chociaż główny nacisk kładziono na rozwój życia kościelnego. Widać to np. na tablicy ku czci kardynała A. Hlonda, ufundowanej w 25. rocznicę „powrotu“ ziem zachodnich i północnych do Polski. Znaczące są również witraże wykonane w pierwszej połowie lat 50-tych. Witraż wielkiego okna północnego przedstawia sceny związane z odzyskaniem Śląska, w wielkim oknie południowym natomiast nawiązano do bitwy pod Legnicą w 1241 r. Witraż w oknie kruchty południowej z kolei upamiętnia odbudowę katedry. Obok herbów kościelnych pojawia się tam także polskie godło i nowy herb miasta. Trzeba jednak zauważyć, że nie oznaczało to negacji dziejów kościoła wrocławskiego przed 1945 r. Obok wymienionych wyżej akcentów jawnie polskich, w katedrze pozostały liczne tablice pamiątkowe poświęcone niemieckim duchownym, jak np. tablica pamiątkowa ku czci kardynała G. Koppa, zmarłego w 1914 r.

„Odniemczanie“ i polonizacja czyli z niemieckiego Breslau powstaje polski Wrocław

$
0
0
Podsumowanie

W naszej pracy zajmujemy się głównie stosunkami Niemców i Polaków we Wrocławiu po roku 1945. Chcieliśmy dowiedzieć się, w jaki sposób odzwierciedla się w pamięci respondentów komunistyczna propaganda okresu powojennego jak i procesy „odniemczania“ i „repolonizacji“. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nasze badania nie mają charakteru reprezentatywnego, można jednak, traktując je jako pewien fragmentaryczny wycinek, zauważyć pewne tendencje, które w dotychczasowych badaniach nie zostały wystarczająco poruszone.
Zasadniczo należy stwierdzić, że relacje pomiędzy pozostałymi w mieście Niemcami, a przybyłymi Polakami nie miały szczególnie w latach 1945-47 charakteru oficjalnego. Ludność po prostu żyła obok siebie. Większość pytanych przez nas Polaków pamięta Niemców, jednakże bardzo rzadko padają tu jakieś wrogie czy złośliwe komentarze w stosunku do nich. Zapewne ma to związek z tym, że od czasów wojny minęło już sporo czasu. Jednakże warto tu również wspomnieć o dobrych stosunkach panujących nieustannie od 1990 r. między państwem polskim a niemieckim.
Kontakty z ludnością niemiecką są przez naszych respondentów opisywane jak coś całkiem normalnego, czasem nawet potrzebnego. Można nawet mówić o pewnej kobiecej solidarności lat powojennych. Były to stosunki raczej pokojowe, pomimo iż już wtedy odcinano się od jakiejkolwiek niemieckiej tradycji Wrocławia, a przypominano piastowskie korzenie tego miasta. Lęk, zniszczenia wojenne, rozpacz i duży strach przed pozostającą w mieście sowiecką armią spowodowały, że Niemcy znacznie częściej byli postrzegani jako ludzie o podobnym losie, niż wynikać to może z fachowej literatury.
Pamiętać również należy, że tuż po wojnie życie toczyło się na bardzo małej przestrzeni, właściwie tylko wokół miejsca zamieszkania lub pracy. Nie możliwe było tak naprawdę zrozumienie rzeczywistości panującej wokoło - najważniejsze było własne przeżycie, odnalezienie się w nowej sytuacji. Próba powrotu do normalnego rytmu życia zajmowała ludzi o wiele bardziej niż pytanie czy znajdują się na historycznie polskiej czy niemieckiej ziemi. Wydaje się, że zmiany w wyglądzie byłego niemieckiego miasta nie były zbyt mocno zauważane poprzez społeczeństwo.
Wspomnienia dotyczące pierwszych lat po wojnie są pielęgnowane poprzez różnego rodzaju organizacje jak np. Związek Pionierów, Sybiraków czy Przyjaciół Wrocławia oraz przez Niemieckie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne. Będąc wspierane przez polskie władze w szczególny sposób podchodziły one do pamięci. Widać to szczególnie na przykładzie Związku Pionierów – podkreślanie zasług jego członków podczas „repolonizacji“ Wrocławia nie tylko akcentowało kompetencje młodego państwa polskiego, ale również negowało niemiecką przeszłość miasta, na co z kolei podejrzliwie patrzyła strona niemiecka.
Powstałe w Polsce Ludowej towarzystwa istnieją po dzień dzisiejszy. Jednakże zmieniło się samo miasto - można zauważyć wielkie zainteresowanie wielonarodowością i barwną historią Wrocławia sprzed 1945 r. Skupianie uwagi tylko na polskiej historii, która wiąże się z panowaniem Piastów i odbudowywaniem miasta po wojnie ustąpiło miejsca przekonaniu, iż jest ono metropolią europejską. Związki takie jak „pionierzy“ nie pasują do tego obrazu - nadal forsują one pamięć o „odniemczaniu“ miasta. Oba sposoby postrzegania historii będą zapewne istniały dopóty, dopóki będą ludzie, którzy będą o nich chcieli pamiętać.

Polityka historyczna oraz lokalna tożsamość we Wrocławiu po roku 1989

$
0
0
Polityka historyczna oraz lokalna tożsamość we Wrocławiu po roku 1989

Hilary Bown, Karolina Fuhrmann, Maciej Milewicz

Prolog

Historia Wrocławia w jej pełnej wersji jest dopiero od niedawna znana jego mieszkańcom. W czasach komunizmu używana była jako narzędzie do manipulowania świadomością nowo osiedlonych obywateli. W związku z tym szczególnie podkreślano początki miasta oraz jego rozwój w okrese panowania dynastii Piastów, co po 1945 r. zostało wykorzystane do propagowania oraz legitymacji jego „prapolskiego charakteru“. Późniejsze epoki, a zwłaszcza okres pruski, były zazwyczaj pomijane. Dopiero wraz z politycznym przełomem roku 1989 cała historia tysiącletniego Wrocławia ujrzała światło dzienne.
Niniejsza praca poświęcona jest właśnie temu procesowi nowej interpretacji historii Wrocławia w demokratycznej Polsce. Składa się z ona trzech części. W części pierwszej przedstawiona jest zmiana, jaka zaszła w obchodzeniu się z historią z politycznego punktu widzenia. Postaramy się odpowiedzieć na następujące pytania: Na czym ta zmiana polega? Jakich obszarów dotyczy? Jaką rolę w procesie ponownego definiowania historycznego obrazu miasta odgrywała polityka? W drugiej części zajmujemy się ważną społecznie i kontrowersyjną nową tożsamością mieszkańców Wrocławia po 1989 r. Poruszona zostanie kwestia istoty oraz treści tej tożsamości: w jakim stopniu można w ogóle mówić o osobnej, jasno sformułowanej tożsamości (do jej pojęcia: Niethammer, 2000, Straub, 1998, Wagner, 1998, Lash 1992)? Czym jest dla wrocławian ich miasto i jego wielokulturowa przeszłość? W ostatniej części przybliżamy, w jaki sposób to świadome przeinterpretowanie historii wpływa zarówno na koncepcję, jak i na promocję obrazu miasta w Polsce i za granicą. Tekst bazuje przede wszystkim na wywiadach przeprowadzonych w maju 2004 r. z wrocławianami: Jarosławem Obremskim, wiceprezydentem Wrocławia, Andrzejem Łosiem, byłym wiceprezydentem Wrocławia, Beatą Maciejewską, współpracownicą dolnośląskiej redakcji Gazety Wyborczej, autorką wydanej w 2002 r. książki: Wrocław – dzieje miasta oraz współautorką publikacji Breslau – Stadt der Begegnung (Wrocław – miasto spotkania, Klimek, 2003), z Haliną Okólską, kierowniczką oddziału historycznego w Muzeum Miejskim, Maciejem Łagiewskim, dyrektorem Muzeum Miejskiego, Michałem Kaczmarkiem, wicedyrektorem Muzeum Miejskiego we Wrocławiu oraz Tomaszem Gondkiem, współpracownikiem Urzędu Miejskiego we Wrocławiu (stan z maja 2004 r.).
Przeprowadzone wywiady pozostawiły po sobie bogaty materiał źródłowy, który dostarczył nam odpowiedzi przede wszystkim na następujące problemy: Na czym polega zmiana postrzegania historii Wrocławia po 1989 roku? Jaką rolę odgrywa historia w kształtowaniu przyszłości Wrocławia? Czy istnieje w ogóle coś takiego, jak „wrocławskość“ i w czym ono się wyraża? Z czym identyfikują się mieszkańcy Wrocławia? Jakie symbole są dla nich ważne? Jaki wpływ na obraz miasta ma jego historia?
Już pierwszy rzut oka na listę naszych rozmówców pokazuje, iż w badaniach nie zastosowaliśmy „oddolnej perspektywy“ dominującej w oral history i że więcej mieliśmy jednak do czynienia z osobami opiniotwórczymi z życia kultury i polityki, niż z przeciętnymi obywaletami miasta. Doszliśmy jednak do wniosku, że dla tematu naszych zainteresowań – zmiany w obchodzeniu się z historią Wrocławia po 1989 r. – najbardziej owocne będą odpowiedzi tych, którzy mieli wpływ na kształtowanie polityki historycznej miasta oraz tych, którzy tę przemianę świadomie obserwowali i komentowali. Oczywiście mamy w przypadku naszych badań do czynienia z fragmentarycznym wycinkiem historii Wrocławia i jego sytuacji politycznej. Poza tym warto byłoby również sprawdzić, jak te przeprowadzone odgórnie zmiany postrzegane są przez zwykłych mieszkańców - kwestie te zastrzeżone są dla dalszych badań oraz innych artykułów w niniejszej publikacji.

Polityka historyczna we Wrocławiu po roku 1989.

Rok 1989 przyniósł ze sobą zmianę systemu politycznego Polski. Po pierwszych wolnych wyborach czwartego czerwca członkowie opozycyjnego związku zawodowego „Solidarność“ dostali możliwość współrządzenia. Pierwsze lata politycznego dzierżenia władzy, czy to w rządzie czy na poziomie samorządowym, okazały się dla wielu z nich bardzo trudne - rządzenia najpierw należało się nauczyć. Potrzebne zdolności zostały jednak szybko nabyte, również dzięki efektywnej lokalnej administracji Wrocław należy obecnie – zaraz po Warszawie i Poznaniu – do najlepiej rozwijających się miast w Polsce.
Z powodów zarówno symbolicznych jak i praktycznych przywrócenie „prawdy o historii“ stało się jednym z najważniejszych zadań nowych władz. Brak historycznej ciągłości dało się wyraźnie zauważyć podczas powodzi w 1997 r. Woda wybrała wtedy tę samą drogę, co podczas powodzi w roku 1904. Gdyby o tym wcześniej wiedziano umożliwiłoby to przedsięwzięcie odpowiednich kroków we właściwym czasie. Niestety do rąk osób odpowiedzialnych za tę sytuację informacja ta dotarła dopiero po fakcie, gdy podczas przeszukiwania niemieckich źródeł natrafiono na dokumentację ówczesnej kastrofy z roku 1904 (Davies, 2002, s. 533). O specjalnej randze historii w tamtych czasach świadczy również skład rady miejskiej podczas pierwszej jej kadencji po przełomie – aż siedmiu z ośmiu jej członków było historykami.
Podstawy do zmian w sposobie myślenia o przeszłości i przyszłości miasta stworzyła już w latach 80-tych współpraca „Solidarności“, Klubu Inteligencji Katolickiej oraz innych niezależnych organizacji. Historia ponownie widziana jako całość miała stać się ważnym czynnikiem w dążeniu do polsko-niemieckiego pojednania. Negatywny stereotyp Niemca, który przed rokiem 1989 był mocno zakorzeniony również i w świadomości wrocławian, popadł z czasem w zapomnienie. Świadczy o tym coraz większa akceptacja zagranicznych (w tym i niemieckich) inwestycji, których w skali ogólnokrajowej jest we Wrocławiu najwięcej. Według wiceprezydenta Jarosława Obremskiego fakt ten potwierdzają wyniki socjologicznych ankiet, które są od lat regularnie przeprowadzane w całym kraju.
Poza tym przeprowadzone zostały zmiany w wymiarze symbolicznym. I tak na przykład Elżbieta Kaszuba zauważa w monumentalnym dziele o historii Śląska: „Ponowne wprowadzenie historycznego godła miasta przez samorząd Wrocławia można uważać za znak obecnych czasów lub za przez nie przetransportowane zmiany w myśleniu (Kaszuba, 2002, s. 551 (1)).“ Zmienione zostały nazwy ulic, ustawiono nowe tablice pamiątkowe, a także usunięto pomniki przypominające czasy komunistyczne. Przykładem może tu służyć demontaż pomnika generała Świerczewskiego na początku lat 90-tych. Problemem okazał się również tytuł honorowego obywatela Wrocławia. Okazało się, że przed rokiem 1989 odznaczony został nim Adolf Hitler, a później całe mnóstwo działaczy komunistycznych m.in. Bolesław Bierut. Aby nie stawiać w jednym rzędzie z tymi niesławnymi osobistościami ani obecnych ani przyszłych jego laureatów, powołano nową inicjatywę, która przyszłe zasłużone dla Wrocławia osoby honoruje łacińskim tytułem Civitate Wratislaviensi Donatus.
Wielokrotnie cytowanym przykładem politycznej działalności, która ma na celu odtworzenie historycznej prawdy, jest tysiącletnia historia Wrocławia napisana przez Normana Daviesa – książka, która powstała na życzenie i z inicjatywy wrocławskiego samorządu, przy czym polskie wydanie i tłumaczenie zostało sfinansowane przez miasto. Prezydentowi miasta bardzo zależało na tym, żeby zapomnianą europejską przeszłość Wrocławia z powrotem przybliżył Europejczykom właśnie angielski historyk Norman Davies (Loew, 2002). Również krajowi historycy z Uniwersytetu Wrocławskiego podjęli się tego wyzwania (Buśko, 2001, Kulak, 2001, Suleja, 2001). Te naukowe publikacje, lecz jeszcze bardziej popularnonaukowe prace (m.in. Maciejewska, 2002, Davies, 2002) stały się łącznikiem względnie symbolem identyfikacji obywateli z ich długo przemilczaną kulturą i tradycją. Nie należy zapominać, że Wrocław jeszcze na początku lat 90-tych, w porównaniu do innych miast Polski, był za granicą bardzo mało znany. Jego kandydatura do organizacji wystawy Expo 2010 miała zmienić tę sytuację i rozsławić miasto w świecie.
Polityczny nacisk na całkowite historyczne zrozumienie miasta stał się jednym z czynników, które pozytywnie wpłynęły na akceptację historii metropolii przez jego mieszkańców. „Nasi laureaci nagrody Nobla“ – tak nazywani są czterej (na Dolnym Śląsku jest ich nawet trzynastu) laureaci tego odznaczenia, przy czym chodzi tu w większości o niemieckich Żydów, którzy przed wybuchem II wojny światowej urodzili się we Wrocławiu. Walka przeciwko ksenofobii i duża ilość organizowanych w szkołach projektów powiązanych tematycznie z miastem są tylko dwoma z sukcesów zainicjowanego w 1997 r. przez Urząd do Spraw Rozwoju Miasta projektu: „Wrocławskość – budowanie tożsamości“, który budzi największe zainteresowanie wśród ludzi młodych (Biuro Rozwoju Wrocławia, 1997).
Europejską historię miasta po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej uważa się za jedną z najsilniejszych stron Wrocławia. Obecnie utrzymuje się ścisłe kontakty z Ukrainą, Białorusią i Rumunią. Przeprowadzane są wspólne projekty z partnerami z Niemiec, Czech, Węgier i Słowacji. Akcentowanie historycznie uwarunkowanej otwartości i tolerancji mieszkańców jest jednym z głównych motywów prezentacji Wrocławia jako europejskiego „Miasta Spotkań“ różnych kultur, religii i tradycji.

Polityka historyczna oraz lokalna tożsamość we Wrocławiu po roku 1989

$
0
0
„Oddajcie z powrotem, co do nas należy“ – walka o symbole historii.

Zmiany, jakie zaszły w społecznej świadomości i samookreśleniu się wrocławian po 1989 r., świadczą w szczególnej mierze o tym, że historia może przejąć na siebie funkcję twórcy tożsamości. Chodzi w tym przypadku o powolne odnajdowanie tożsamości w etapach: poznania, zaakceptowania i szanowania dziejów własnego miasta, które u niektórych mieszkańców rozpoczęło się częściowo jeszcze przed demokratyzacją Polski. Przez długi czas po roku 1945, większą część wrocławian łączył ze sobą pewien rodzaj „tożsamości z ziemiami zachodnimi“ (Thum, 2003, s. 519), która polegała na braku poczucia przynależności do miasta. Opierało się to na ciągle niepewnym i przejściowym statusie mieszkańców w byłym wschodnioniemieckim mieście. Strach przed ponownym przymusowym przesiedleniem był na tyle silny, że wiele osób jeszcze w latach 70-tych trzymało w piwnicach wózki, na których wywozili z Kresów cały swój dobytek (wywiad z p. Maciejewską, o wspomnieniach ówczesnych mieszkańców również: Bömelburg, 2001). W ten sposób mentalne zadomowienie się we Wrocławiu zostało utrudnione, jeżeli nie uniemożliwione.
Poza tym mieszkańcy Wrocławia znajdowali się jak gdyby w ciągłym stanie schizofrenii, która miała swoje źródło w sprzeczności między komunistyczną ideologią, a przeżywaną rzeczywistością. Podczas gdy polityczne elity zapewniały, że Wrocław i cały ten region są „staropolskimi ziemiami“, przesiedleni musieli sami sobie wyjaśniać, dlaczego na ich strychach znajdują się niemieckie książki i listy, a na solniczce napisane jest „Salz“ a nie „sól“ (wywiad z p. Maciejewską). Dla wielu takie doświadczenia stały się pierwszym krokiem w kierunku znalezienia prawdy i tożsamości.
Po roku 1989 większość wrocławian mogła, a także chciała uzyskać dostęp do zbyt długo przemilczanej przeszłości swojego miasta. Potrzeba informacji oraz zainteresowanie lokalną i regionalną historią były tak duże, że nawet prasa codzienna nie mogła tego ignorować i poświęcała historii miasta całe cykle artykułów (por. cykl o historii osiedlonych Dolnoślązaków w Gazecie Wyborczej z 21. grudnia 2003). Zbudowana w ten sposób, krok po kroku, lokalna tożsamość mieszkańców bardzo szybko zaczęła objawiać się w ich zachowaniu i stosunku do przeszłości swego miejsca zamieszkania. I tak wielu wrocławian było lub nadal są nie tylko dumni z byłych mieszkańców miasta i ich osiągnięć, lecz także chcą to okazać na zewnątrz poprzez nieprzerwane od 1989 r. restaurowanie budynków (np. przy rynku), bądź też wznoszenie pomników sławnym obywatelom miasta (np.: Edith Stein, Dietrich Bonhoeffer - fot.1, 2). Poza tym zastrzegli sobie prawo do współdecydowania w ważnych dla miasta sprawach (przede wszystkim jeżeli chodzi o rozwój miasta i ochronę pomników - wywiad z p. Maciejewską). Przynajmniej na forum publicznym, na przykład na łamach Gazety Wyborczej wrocławianie angażują się aktywnie w sprawy miasta: czy powinniśmy dopuścić do wybudowania kolejnego domu towarowego, zatkać dziury na ulicy X czy lepiej zainwestować te środki w popadający w ruinę kościół (wywiad z p. Maciejewską)? W przypadku podobnych pytań zapadają zazwyczaj decyzje na korzyść ochrony pomników, zwłaszcza, że Wrocław jest jedynym polskim miastem, które powołało do życia „Program pomocy przy restauracji zabytków“. Mieszkańcy uważnie śledzą rozwój miejskiego budownictwa, zwracają uwagę na obraz „Wrocka“ (życzliwe przezwisko Wrocławia) w zagranicznych mediach oraz reagują bardzo zdecydowanie, jeżeli chodzi o obronę ich lokalnej tożsamości. W związku z tym Gazeta Wyborcza rozpoczęła w roku 2000 akcję pod nazwą „Oddajcie, co nasze“. Chodziło o odzyskanie dzieł sztuki, które po wojnie zostały wywiezione z Wrocławia i rozwiezione po warszawskich muzeach (Gazeta Wyborcza 21. kwiecień 2000). I chociaż uroczyste obchodzenie tysiącletniego jubileuszu miasta było najkorzystniejszą okazją do postulowania powrotu przynajmniej niektórych ważniejszych związanych z historią miasta symboli, to wśród wrocławian pragnienie to pojawiło się dużo wcześniej. To właśnie oni uskarżali się na łamach prasy na politykę stolicy wobec sztuki i odczuwali jako wielką niesprawiedliwość fakt bycia w pewnym sensie ograbionym z części ich historii (wywiad z p. Maciejewską). Dlatego dziennikarze wrocławskiej redakcji Gazety Wyborczej poczuli się powołani – nie w imieniu ich gazety, czy też jakiejś politycznej partii, lecz w imieniu mieszkańców miasta – do pojechania do stolicy i proszenia dyrekcji Muzeum Narodowego i Wojskowego o zwrot na początek: średniowiecznych tarcz straży miejskiej (tzw. pawęży) oraz ołtarza podarowanego wrocławskiej katedrze osobiście przez Piotra Wartemberga (wywiad z p. Maciejewską). Wynik tej akcji był rozczarowujący. Kierownictwo muzeów ani nie było gotowe na żadne ustępstwa ani nie pokazało choć trochę dobrej woli, by uznać przetransportowanie wrocławskich dzieł sztuki po 1945 r. post festum za niesprawiedliwe. Jako usprawiedliwienie ówczesnych działań podawano zarówno praktyczne, jak ochrona przed zniszczeniem i „szabrem“, jak i ideologiczne powody, czyli rozproszenie (w dosłownym znaczeniu tego słowa) niemieckiego charakteru Śląska po całym kraju. Natomiast o wiele bardziej nie do przyjęcia i poniżające były uwagi warszawskich dyrektorów muzeów w stosunku do samookreślenia się wrocławian. Zarzucali oni mieszkańcom miasta brak narodowego partiotyzmu, dopytywali się, czy we Wrocławiu stoi również pomnik ku chwale Bolesława Chrobrego, pierwszego króla Polski, a także nie potrafili zrozumieć, jak wrocławianie z czystym sumieniem mogą widzieć się spadkobiercami poniemieckich dzieł sztuki. „Albo jesteście Polakami, albo nimi nie jesteście uznając niemieckie dziedzictwo“, mówiono według Beaty Maciejewskiej. Albo, albo: wrocławianie powinni się zdecydować. Tymczasem podobne wypowiedzi z cytowanych przez Gazetę Wyborczą wywiadów wywołały wśród obywateli falę protestu, która jest bardzo dobrze udokumentowana w postaci listów od czytelników w archiwach gazety. Na temat wypowiadały się również znane osobistości z kręgu polityki, kultury i oświaty, przy czym jeden z profesorów mówił nawet o prawie do lokalnej tożsamości, której wrocławianom odmawiają przedstawiciele stolicy. W kłótni o dobra kultury doszło w końcu do niejakich postępów na szczeblu politycznym, po interwencji ministrów kultury i obrony. W ten sposób we wrocławskim Muzeum Wojska Polskiego można obecnie podziwiać przynajmniej jedną ze średniowiecznych tarcz, chociaż została ona tylko wypożyczona. Żeby i inne dobra kultury śląskiej trafiły z powrotem do miejsc, do których historycznie należą, należałoby wejść na drogę sądową, czego zasadność jest właśnie sprawdzana. Specjalnie do tego powołana komisja zbiera i kataloguje informacje na temat znajdujących się w Polsce i za granicą dóbr kultury Śląska.
Jak widać na przykładzie walki o symbole, historia może stać się nie tylko czynnikiem łączącym (jak w przypadku wrocławian między sobą) lecz także instrumentem izolującym (wobec reszty Polski) – Beata Maciejewska określiła tę kłótnię o dobra kultury mianem „wojny“, w której wrocławianie nie mają w Polsce sojuszników. Ten zaciekły opór przeciwko odczuwanej ze strony stolicy arogancji udowadnia przynajmniej, że budowa lokalnej bądź regionalnej tożsamości zapoczątkowała jednocześnie proces emancypacji od centrum.
Wrocławianie przykładają dużą wagę do symboli oraz do tego wszystkiego, co odzwierciedla historię miasta oraz może być postrzegane jako czynnik identyfikacyjny. Warto tu zwrócić uwagę na historyczny herb miasta z 1530 r. (fot. 3), który został zastąpiony przez własne projekty najpierw w roku 1938 przez narodowych socjalistów, a następnie w 1948 r. przez komunistów. Dopiero w 1990 r. Rada Miasta Wrocławia przywróciła poprzedni herb, by przedstawić obrazowo wielokulturową przeszłość miasta: i tak pokazuje on obok czeskiego lwa i śląskiego orła również i głowę Jana Ewangelisty – patrona kaplicy ratuszowej.
Mieszkańcy są dumni ze swojej lokalnej tożsamości i wielokulturowej przeszłości, co zwiedzającym miasto uświadamiają naklejki na niektórych samochodach o treści: „Jestem Dolnoślązakiem, a Wrocław to moja stolica“. Były one pomysłem regionalnego dodatku do Gazety Wyborczej i cieszyły się według niego dużą popularnością.
Podsumowując lokalną tożsamość wrocławian można po uwzględnieniu różnic między generacjami stwierdzić, że to przeważnie starsi obywatele szczególnie silnie podkreślają swoją przynależność do Wrocławia oraz wykorzystują historię jako narzędzie w celu odnalezienia swojej własnej tożsamości. To oni chcieli dowiedzieć się po 1989 r. kim są byli właściciele ich domów oraz jaka jest historia zamieszkiwanych przez nich dzielnic. Młodsze pokolenie natomiast nie myśli już tak mocno w lokalnych kategoriach. Porusza się ono raczej na europejskiej bądź globalnej płaszczyźnie. Jednakże i młodych wrocławian można nazwać entuzjastami, odczuwającymi pewną dumę z wizerunku ich miasta, którzy z drugiej strony nie są jednak aż tak bardzo świadomi swojej lokalnej tożsamości. Dla nich – urodzonych i wychowanych we Wrocławiu – oczywistością jest, że w ich mieście na budynkach znajdują się częściowo niemieckie napisy i nazwy, że wpływy pruskie, czeskie, żydowskie i polskie egzystują obok siebie. Córka jednej z naszych rozmówczyń zdziwiona była wyglądem Krakowa. Tam wszystko napisane jest po polsku, co dla tej małej dziewczynki jest całkowicie niezrozumiałe, ponieważ jako wrocławianka przywykła do innej rzeczywistości.

Polityka historyczna oraz lokalna tożsamość we Wrocławiu po roku 1989

$
0
0
Obraz i symbole Wrocławia

Z wypowiedzi naszych rozmówców wynika, że pracownicy urzędu miasta są przekonani o istnieniu nowej wrocławskiej tożsamości. Przede wszystkim idei, że Wrocław jest otwartym, wielokulturowym, europejskim miastem oraz gospodarczym centrum, przypisywane jest duże znaczenie. Przynależność do „naszego Wrocka“ jest pobudzana i forsowana przez dostrzeganie całej historii miasta. Nasi rozmówcy są zdania, że młoda generacja jest tej tożsamości ucieleśnieniem. Jednak symbole, na których miałaby się ona opierać, są w wypowiedziach niejasne. Niektórzy wymieniają przykłady, natomiast inni, między innymi przedstawiciel Działu do Spraw Marketingu Miasta, twierdzą, że wrocławianie nie identifikują się z lokalną symboliką.
Mimo tej niejednomyślności każdy odwiedzający miasto od razu zauważa, że jego sercem jest rynek. Serce to bije dniem i nocą i odzwierciedla ekonomiczny rozkwit miasta. Zastępca prezydenta miasta, Jarosław Obremski, jest przekonany, że renowacja Rynku w znacznym stopniu przyczyniła się do powstania lokalnej tożsamości. Tomasz Gondek, pracownik Urzędu do Spraw Promocji Miasta, jest tego samego zdania. W wywiadzie dla naszej grupy mówi: „Nie widzieliście Wrocławia przed rokiem 90-tym. Myślę że nie był on wtedy atrakcyjny dla turystów: wszystko było szare i było niebezpiecznie. To było inne miasto. Wtedy nie przyjeżdzali tu zresztą turyści - teraz tak. Rynek odnowiono dla mieszkańców, by zintegrować ich z miastem. Nasz były prezydent miasta chciał, żeby wszyscy wrocławianie byli dumni ze swego miasta“.
Broszury Urzędu do Spraw Promocji Miasta prezentują rynek jako główną atrakcję Wrocławia (m.in.: Attractions, 2003, Sehenswürdigkeiten, 2003, Metropolis 2004). Oprawy książek – jeżeli opatrzone są zdjęciem – ukazują prawie zawsze rynek lub ratusz (m.in.: Miniguide, 2003, Stadtführer, 2004, Calendar, 2004), a stylizowany dach ratusza jest logo Działu do Spraw Marketingu miasta.
Poza rynkiem najbardziej znane są: Ostrów Tumski, Uniwersytet Wrocławski, Hala Ludowa, dwa parki i kilka kościołów. Gondek jest zdania, że Wrocław przedstawia się jako miasto kultury, a nie jako miasto zabytków: „Próbujemy wypromować Wrocław jako miasto kultury, nie próbujemy robić z niego muzeum“.
Wypowiedzi tej zaprzecza wydana przez Dział do Spraw Marketingu broszura „Mały przewodnik po mieście“, w której opisanych jest 66 najważniejszych zabytków miasta z fotografiami i diagramami (Miniguide, 2003). Jednak w innych broszurach zabytki te występują tylko w formie zdjęcia, podczas gdy same broszury koncentrują się na kulturalnych wydarzeniach, jak np. festiwal Vratislavia Cantans (Calendar, 2004).
W wielu wywiadach nasi rozmówcy twierdzili, że Wrocław jest miastem wielokulturowym, otwartym, przyjaznym oraz europejskim. Wielokulturowym - ze względu na historię, otwartym i przyjaznym – ze względu na mieszkańców pochodzących z różnych grup kulturowych, którzy trafili tu w wyniku wydarzeń powojennych, a europejskim – z powodu pozytywnego stanowiska wobec wejścia Polski do Unii Europejskiej i dogodnego położenia (w archimedycznym punkcie trójkąta Berlin–Warszawa-Praga), które okazało się idealnym miejscem dla regionalnej metropolii. Słowami Gondka: „Chcielibyśmy być najbardziej europejskim miastem w Polsce. Myślimy jak miasto europejskie i to już od dawna. Wrocław jest znany jako najprzyjaźniejsze miasto w Polsce. Jesteśmy nastawieni przyjaźnie, bo tak właściwie każdy pochodzi z innej części Polski. Może już nie nasi rodzice, ale dopiero nasi dziadkowie się tu sprowadzili. Nazywa się nas stanami zjednoczonymi Polski, bo my jesteśmy jak stany, my nie jesteśmy stąd“.
Andrzej Łoś – były wiceprezydent miasta i Michał Kaczmarek – zastępca dyrektora Muzeum Architektury są ze sobą co do tego zgodni, że we Wrocławiu, ze względu na kulturowe wymieszanie się, mówi się najczystszą polszczyzną. Obraz ten zamyka trafny (cytowany przez papieża) slogan miasta: „Miasto spotkań – Stadt der Begegnung“ (por. Metropolis, 2004, Begegnung, 2004).
By stworzyć znak rozpoznawczy, miasto musi i chce reklamować się na zewnątrz pod nazwą „Wrocław“, choć dla Niemców jest to nazwa obca. Stolica Dolnego Śląska jest tam nadal powszechnie znana jako „Breslau“. Wiele razy zapewniano nas, że nazwa „Breslau“ może nadal być używana bez jakichkolwiek politycznych lub historycznych skutków. Gondek dodaje: „To znak, że jestesmy do nich przyjaźnie nastawieni. Nie chcemy im wmawiać, że to Wrocław, Wrocław, Wrocław. W waszym języku jest to Breslau, ale my chcemy stworzyć znak firmowy: Wrocław...“
Ta niezgodność odbija się w broszurach. I tak, na pierwszej stronie niemieckiego wydania Małego przewodnika i trójjęzycznego Przewodnika po mieście znajdujemy nazwę „Wrocław“, natomiast już od drugiej strony używana jest tylko nazwa „Breslau“. W innych, mniejszych broszurkach, np. The attractions of Wrocław, występuje zarówno w angielskojęzycznych jak i niemieckojęzycznych wersjach polska nazwa miasta (The attractions of Wrocław, 2003, Begegnung, 2004). Zdaje się, że w Dziale do Spraw Marketingu mają nadzieję, że pewnego dnia Niemcy, bez głębszego zastanowienia się, postawią „Wrocław“ na równi z „Breslau“ i uznają ją za nazwę miasta. Jest to raczej wątpliwe, zwłaszcza że badania grupy, która zajmuje się mniejszością niemiecką we Wrocławiu, wykazują, iż jest zupełnie odwrotnie. W niektórych kręgach konserwatywne i utarte poglądy ciągle jeszcze mają siłę decydującą. Oficjalnie propagowany wizerunek miasta nie jest w stanie tego faktu całkowicie ukryć.

Polityka historyczna oraz lokalna tożsamość we Wrocławiu po roku 1989

$
0
0
Uwagi końcowe


Założyliśmy, że na podstawie wypowiedzi przedstawicieli świata polityki, kultury i gospodarki ukażemy współczesne samookreślenie się wrocławskiego społeczeństwa. Interesował nas przy tym okres, którego początkiem był przełomowy rok 1989.
Jeżeli w okresie komunistycznym istniała – jeśli w ogóle – tylko negatywna identyfikacja z byłym niemieckim miastem, to akurat demokratyzacja przyniosła tej zachodniopolskiej metropolii pozytywne impulsy i to nie tylko w sektorze gospodarczym, chociaż i ten aspekt odegrał ważną rolę. Według naszych spostrzeżeń najważniejszym czynnikiem okazała się być jednak historia, która stworzyła podstawę do budowy lokalnej tożsamości wrocławian. Poprzez odnalezienie historycznych, wielokulturowych śladów, udało się społeczeństwu miasta zbudować pozytywny stosunek do ich małej ojczyzny i jej przeszłości. Wyrastająca z tego duma, którą podkreślali nasi rozmówcy, mogła wynikać również z faktu, iż wielokulturowość i europeizacja są w dzisiejszych czasach nie tylko modne, ale świadczą również o postępie. Wolna od jakichkolwiek spekulacji wydaje się jednak być rola politycznych elit w poszukiwaniach tożsamości wrocławian, zwłaszcza że zostały nam przedstawione zainicjowane w tym celu projekty i to, jak przebiegała (legalna) instrumentalizacja historii.
Jeżeli można wierzyć naszym źródłom, to większość wrocławian jest dziś otwarta, tolerancyjna, dumna ze swojego pochodzenia oraz z wielokulturowej (również niemieckiej) spuścizny miasta. Jednakże ideał ten opisują ludzie, którzy działają publicznie i którym zależy na rozpowszechnianiu pozytywnego obrazu miasta. Miejscami odnosiliśmy wrażenie, jakby prezentowano i zachwalano nam jakiś produkt, szczególnie wiceprezydent Obremski mówił wyłącznie o urynkowieniu Wrocławia i miejskiej konkurencji w regionalnym wymiarze. Tworzenie europejskiego i wielokulturowego obrazu miasta da się z pewnością w dużej mierze wytłumaczyć gospodarczą kalkulacją, której celem jest pozyskanie zagranicznych inwestorów - wydaje się mianowicie, że w „europejskim“ mieście atmosfera dla zagranicznych firm jest bardziej przyjazna. Nie mogliśmy się dowiedzieć co o takim urynkowieniu ich miasta sądzą sami wrocławianie, lecz gospodarczy rozkwit podoba się najprawdopodobniej również i im. Niezależnie od tego można przypuszczać, iż rozpoczęta europeizacja i otwarcie się Wrocławia wywołuje również i negatywne odczucia, niektórzy czują się przez to nawet zagrożeni. W Polsce, która dopiero 15 lat temu uzyskała pełną suwerenność, takie rozmyślania wydają się być uzasadnione. To, że istnieje szerokie i kontrowersyjne spektrum różnych poglądów dotyczących obchodzenia się z przeszłością, potwierdzają wyniki pracy innych grup. Z akceptacją i zgodą na zmienione postrzeganie historii mieszają się stare stereotypy, żale oraz rozgoryczenie, które wynikają z własnego doświadczenia oraz utartych wyobrażeń. Nawet jeżeli takie ekstremalne pozycje znajdują się w miejszości, to jednak nie do końca wiadomo co sądzi większość. W każdym razie jest wątpliwe, że wszystkim podoba się nowy wizerunek miasta. Być może większość społeczeństwa odnosi się do tego tematu raczej neutralnie lub obojętnie, a serdecznie przyjmuje tylko poszczególne projekty. Jednoznaczne twierdzenie naszych rozmówców, że we Wrocławiu ma się do czynienia przeważnie z lokalnie partiotyczną społecznością miejską, wymaga empirycznych badań. Czy wrocławianie widzą siebie samych tak, jak ich opisali nasi respondenci? A przede wszystkim, ile tolerancji i otwartości jest rzeczywiście okazywane obcokrajowcom lub też niepolskiej części historii Wrocławia?
To czy propagowany w wywiadach harmonijny i bezkonfliktowy obraz wrocławian istnieje w rzeczywistości, czy też pojawiają się na nim rysy, zastrzeżone jest dla dalszych badań oraz kolejnych artykułów niniejszej publikacji.

UWAGA OBWIESZCZAM ŻE OPUSZCZAM TO FORUM

$
0
0
Nie wytrzymałeś nawet pół dnia, chuju.

Misza Czerepak czy ty masz to "twoje nazwisko" po babce badylarce?

$
0
0
Nie wytrzymałeś nawet pół dnia, chuju.

Misza Czerepak czy ty masz to "twoje nazwisko" po babce badylarce?

$
0
0
Nie wytrzymałeś nawet pół dnia, chuju.

pepe polszacki - Każdy twój post odnosi się do mojego tematu, do moich postów.

$
0
0
Nie wytrzymałeś nawet pół dnia, chuju.

Skorupy - jedna z najstarszych dzielnic Białegostoku. Postanowiłem wypromować trochę

$
0
0
Nie wytrzymałeś nawet pół dnia, chuju.

Najpopularniejsze nazwiska w Białymstoku. Wyjaśniamy ich etymologię

$
0
0
Nie wytrzymałeś nawet pół dnia, chuju.

Nazwiska aluzyjne Żydów białostockich

$
0
0
Nie wytrzymałeś nawet pół dnia, chuju.

PODLASIE – ETYMOLOGIA Nazwiska Podlasia

$
0
0
Nie wytrzymałeś nawet pół dnia, chuju.
Viewing all 58061 articles
Browse latest View live